Blask bezsilności.

Za każdym razem gdy odwiedza mnie bezsilność, część mnie pragnie się w niej skulić i zapaść…ukryć pod kurtyną smutku, przespać ten dyskomfort…
Jest jednak pewien szept przypomnienia tego kim Jestem…głos bezszelestny i kojący jak powiew wiatru w upalny dzień…
I coś we mnie pragnie się nim poić…coś tęskni za tą prawdą i mocą zwyczajnego codziennego istnienia…
I dawniej wybierałam krzyk lęku…odpływałam w uśpienie, bo wierzyłam że stawienie się w swej sile nie jest bezpieczne…

Dziś, każdego dnia ucząc się zaufania do życia wybieram, by wchodzić w to, co stara się mnie ograniczyć- tym samym rozpuszczając iluzję tego niesamowicie przekonującego snu…
Dziś, z każdym oddechem wybieram, by stawić się do życia prawdziwa i w sile swej świadomości powracać do miłości, która jest we mnie zawsze obecna…
Dziś, w każdej chwili zapomnienia, gdy się już ocknę- decyduję, by za sprawą znanej mi prostoty codziennego życia- powracać do swego prawdziwego widzenia, pozbawionego projekcji słyszenia i autentyzmu wyrażania…
I kiedy czuję dziś swoją bezsilność…- nie kulę się już jak niegdyś, ale w sile swej wolności wybieram, by zwłaszcza wtedy podać swoją dłoń komuś, kto się jej uchwyci i podniesie …jednocześnie przypominając mi o mej własnej wyjątkowości i mocy miłości istnienia…mojego i Twojego…

A Ty co wybierasz…?