Kobieta, która wybiera zapomnienie.

Jej wzrok zatopiony w odległych tęsknotach…Ta, której przecież nic takiego nie spotkało…

Silna, niezależna…nic nie może Jej dotknąć…czy na pewno…?

Pod pancerzem znieczulenia kryje się Ona zraniona…po brzegi otulona warstwami zapomnienia bólu, który niegdyś był tak żywy…

Nazwany śmiesznie małym, wyparty, zapomniany…a Ona…tak biegła w umniejszaniu tego, co stało się lochami Jej własnej głębi…

Spoglądasz w Jej oczy i w swej ślepocie widzisz tylko lukrowany uśmiech…kiedy jednak swą prawdą zliżesz go z Jej powierzchowności- Ona stanie przed Tobą obnażona…bicie Jej dziewczęcego serca wypełni dzielącą Was przestrzeń…

Dojrzysz tlący się w jej wnętrzu płomień…dojrzysz Jej niewinność, lekkość, wolność…a wszystko to jarzmione w szklanej wieży dyplomacji i powinności, do której Ją zaproszono…

I żyła tak- księżna swojego dworu…dumna, pewna, silna…nadzwyczaj niezależna…

I dawało Jej to ulgę i osłodę… w niepamięci swej natury uwierzyła, że pozory zapewnią Jej miłość…

Kiedy w oknach przygasały ostatnie wieczorne światła….kiedy noc żegnała się z dniem…kiedy nikt nie patrzył…- podchodziła do ubranego w mosiężną ramę lustra…prawdziwie widziała Ją…Jej ulepione z dziecięcych trosk i radości cienie…zbroję, pod którą falowała melodia niespełnionych marzeń i nadziei…obrazy rozszarpującej niezrozumienie dziecka samotności…głód dotyku, pragnienie ich ciągłej bliskości…lęk, że nikt nie przyjdzie…

Ona…kobieta umniejszona…

Każdego dnia wierząca, że jest wyzwolona…ale w końcu…gdy była już gotowa…gdy Jej dłonie wypuściły ostatnie supły ziemskich opowieści…gdy na podłogę komnat Jej pałacu opadły ostatnie skrawki zdobiących Ją dzianin…w nagości swojej prawdy…to właśnie tutaj…-odnalazła miłość…odnalazła siebie….

 

TEN WPIS MA DLA CIEBIE ZNACZENIE?- PODZIEL SIĘ NIM- MOŻE JAKAŚ KOBIETA TEŻ NA NIEGO CZEKA…

BY ROZŚWIETLIŁ JEJ ŻYCIE…