Odkąd pamiętam, zawsze ciągło mnie do podróży po Azji, bardzo często się nimi obdarowywałam.

W dzisiejszych czasach tak łatwo podróżuje się po świecie. Kupujesz bilet i już następnego dnia możesz się znaleźć na drugim końcu świata …jesteś w zupełnie innym świecie…przynajmniej dla umysłu.

Tym razem nie chciałam by mój wyjazd był typowo turystyczny, zapragnęłam osadzić się na lato w Indonezji, posmakować życia tutaj nie jako turystka, lecz mieszkaniec tej pełnej magii wyspy.

Fascynujące jest to, że za każdym razem, gdy tu powracam moja wewnętrzna ekscytacja miesza się z pewną formą lęku…za każdym razem kilka pierwszych dni to jeden wielki znak zapytania…dlaczego tu znowu przybyłam…? Dlaczego czuję się tak nieprzyjemnie…?

Od czego mogłabym zacząć tą opowieść…?

Otóż Bali, jak żadne inne miejsce w Azji, którą już dość obszernie zwiedziłam- wabi mnie czymś, co w zamyśle mej głowy mogę jedynie określić jako ‘zaproszenie do wejścia głębiej’. Nie potrafię się temu oprzeć, wcale nie chcę…tak więc- raz na jakiś czas…jak lgnąca do światła ćma- przybywam tu, by oddać się w ręce tych niezwykłych, inteligentnych energii owej lokalizacji.

I tak…są to jedynie koncepty, mentalne uzasadnienia, z których decyduję korzystać na potrzeby tego artykułu…zaledwie kilka dni temu przy jednym z moich wpisów o kolejnych warstwach wypuszczenia- spotkałam się z dość zaciekłą dyskusją o tym, że w esencji nie ma przecież nikogo kto miałby cokolwiek wypuszczać…po co cokolwiek szukać, po co oczyszczać….

Meandry ludzkiej psychiki…ten, który pisze tego typu komentarze- sam wkracza w obszary swoich ludzkich przemyśleń i z pozycji ziemskiego ‘ja’ się nimi dzieli…

Podobnie i Ja- każdej chwili żyjąc poczuciem bezkresu i nieokreśloności swojego Jestestwa…wybieram by delektować się tą iluzoryczną postacią Sylwii…kocham jej wewnętrzne i zewnętrzne podróże…bawię jej eksploracją, lecz nie szukam…

W tym śnie zwanym ludzkim życiem niezaprzeczalnie zauważalne są pewne powracające do nas jak bumerang zależności…

Im wyższa świadomość, tym łatwiej wychwycić to, co dawniej powierzchownie określilibyśmy zbiegiem okoliczności…

Przy tym rozpoznaniu- życie staje się coraz bardziej magiczne…niezależnie od tego czy patrzymy na nie z pozycji malutkiego ja, czy też z miejsca, w którym rozpuszcza się wszelka potrzeba identyfikacji i rozumowania.

Wracając do Bali…to magiczne miejsce w jakiś niepojęty dla mnie, najinteligentniejszy sposób- wzywa mnie do siebie- zawsze wtedy, gdy jest już we mnie gotowość, by ‘rozpuścić’ kolejne warstwy zakorzenionego z mym systemie przywiązania.

Jak spragniona wędrowniczka, przybywam tu więc nie pytając po co…kierowana intuicją, pomimo natężającego się lęku, ląduję na dobrze znanym mi już lotnisku Denpasar.

Pierwsze dni, jak już wspominałam, to osadzanie się w poczuciu dyskomfortu obcości energii, w których się zanurzam. To tak jakby coś we mnie już przeczuwało, że…oto nadchodzi kolejna porcja dogłębnego oczyszczania…że znowu coś musi odejść…

I ponownie- zapytasz- kto się ma oczyszczać, Sylwia- obudź się- nikogo tutaj nie ma! Haha…i Tak i Nie…paradoks naszego istnienia…

Z perspektywy ciała i umysłu- niezwykle namacalnie można doświadczać tego, co powszechnie określamy ego, co więcej- im więcej w nim przestrzeni, tym lżejsze i bezwarunkowo radośniejsze życie w tożsamości.

Z jakiegoś powodu Bali- działa na  mnie w stanowczo- radykalnie- boleśnie- kojący sposób…jest dla mnie jak Matka, która z miłości, w mądrości swego serca- zaprasza swe ukochane dziecię do wejścia w swoje szaleństwo, do wstąpienia w ogień swojej psychiki.  Czyni to, gdyż doskonale wie, że jest to droga do jeszcze głębszej wolności…wolności, której zgłębianie zdaje się nie mieć końca…

Tak więc stawiam się tutaj, w miejscu w którym wszelakie procesy zachodzą jakby z zwielokrotnionym przyspieszeniem…miejsce, w którym po każdej fali uderzenia- przychodzi natychmiastowe ukojenie otaczającego piękna natury, uśmiechniętych twarzy przyjaźnie żyjących tu ludzi, magii Bali.

Bali, ma w sobie coś wyjątkowego…

Nie tyle jest to wyczuwalne, co czysto doświadczalne. Twoje intencje materializują się tutaj jak za pstryknięciem palca…a głowa nie nadąża za kolejnym tego typu spostrzeżeniem, jakby nieustannie pozostawała o krok za następnym i następnym ‘zbiegiem okoliczności’.

Mawia się, że to dzięki niezwykle pokornej, pełnej oddania naturze Balijczyków, ludzi których każdy dzień wypełniony jest praktyką wdzięczności oraz radością prostoty chwili. Aromat ich dziękczynnych zabiegów nieustannie unosi się w powietrzu otwierając Twoje serce.

Tu się  naprawdę czuje miłość…nie tą filmową, namiętną i emocjonalną, ale…spokojną jak tafla jeziora, gładką jak niebiańsko kremowe waniliowe lody, nienachalną, prostą, bezwarunkową…

Poranek budzi Cię świergotem ptaków, pianiem gotowych by rozpocząć dzień kogutów, śpiewem kochających swe ryżowe pola farmerów…

Otwierasz oczy i czujesz w swoim sercu uśmiech…czujesz miłość…

Umysł nie rozumie…- pyta- z czego się tak cieszysz..? ale serce wiedząc, że cieszy się po prostu z życia- pozostawia każde z tego typu pytań bez odpowiedzi…

Bali bawi się z Tobą…gdy o kimś pomyślisz- możesz być pewna, że już niebawem, zupełnie ‘przypadkiem’ wpadniesz na bohatera swoich myśli lub też- jeśli nie ma go obecnie na wyspie- otrzymasz od niego zupełnie niespodziewaną wiadomość.

Oczywiście- dzieje się to wtedy, gdy tego nie oczekujesz…

I tak też- w ostatnich tygodniach-  wielokrotnie ‘przypadkowo’ spotykałam tutaj ludzi, którzy pojawili się na ekranie mojej głowy, których nosiłam w swoim sercu.

Po pewnym czasie przestaje Cię to dziwić….ile razy można przecież reagować głębokim zdziwieniem…czy też – jak ja na początku- dość szeroko rozdziawioną buzią…?

Otwierasz się…poszerzasz…przyjmujesz magię życia…

Pamiętaj jednak, by jej nie oczekiwać, bo tylko ją tym spłoszysz…

Tak więc Bali jest jak skondensowana, mocna dawka wiedzy o prawach Wszechświata, o Twoim życiu, o całokształcie naszego istnienia…

Nie oznacza to, że wyniesiesz z tąd jakąś wiedzę…oj nie…- tak jak pisałam- gdy podczepisz się pod nią mentalnie- ona pryśnie i powróci dopiero kiedy stawisz się do niej z pokorą, z czystym, pozbawionym przywiązania sercem…

Bali bawi się z Tobą…uczy, pokazuje…ale wszystko co tu jest jedynie serce rozumie…

Gdy pojawia się w Twoim sercu intencja, kiedy ją prawdziwie czujesz- możesz być pewna, że zaraz się w jej szaty osnujesz…

Osobiście, Bali niezwykle taktownie, lecz stanowczo zaprosiło mnie do bliskiego spotkania z lękami i  smutkiem, których wyłuszczanie nie jest zamiarem tego artykułu. Co jest jednak ważne to rozpoznanie, iż po każdorazowej silnej fali- wyspa otula Cię swą miłością jeszcze mocniej i czulej…a Ty tak błogo ukojona dziwisz się, że jeszcze moment temu spinałaś się w obliczu lęku, który już teraz nie istnieje…

Bali ulecza, otwiera serca, pokazuje czym jest Miłość…a wszystko to dzieje się dla Ciebie dokładnie na tyle, na ile jesteś gotowa Teraz…

Bali jest jak taniec, taniec życia…

Co dzień w radości serca wskakuję na swój scooter (którego tablica rejestracyjna ‘przypadkowo’ nosi zarówno moje inicjały jak i dzień urodzenia 😊 ) i żeglując pomiędzy granicą miast a polami- zatracam się w doświadczeniu…umysł, wciąż nieco niedowierzający grzecznie pyta…: czy ktoś tym kieruje…?

Za każdym razem pragnąc gdzieś trafić czy dojechać- ‘niby przypadkiem’ znajduję owe miejsca po drodze…a gdy na pograniczu ciemnej nocy duszy coś we mnie pęka- mój imienny scooter również kończy swój żywot, by wejść w to co nowe…

Nie przedłużając- magia Bali wabi i pobudza, otula i uczy miłości…

Kiedy Cię zawoła- na pewno odpowiednio Cię ugości…

Wsłuchaj się więc i…- jak zawsze- zaufaj….

A póki co…- ja dalej tutaj …. Jako Sylwia i nicość….jako życie, które tak pięknie sobie żyję….♥