bad day

Na pewno każdy z nas miewa czasami te gorsze dni. Osobiście nie spotkałam jeszcze nigdy nikogo, kto nie czułby się od czasu do czasu przygnębiony, smutny czy też bezsilny.

Przyznam, że zanim na dobre wciągnęłam się w codzienne praktykowanie świadomego, zdrowego życia- byłam przekonana, że osoby należące do grupy ludzi oświeconych- z całą pewnością nie doświadczają już żadnego rodzaju negatywnych emocji czy też spadku nastroju i energii.

Nie mogłam się bardziej mylić…

Pamiętam jak jakiś czas temu jeden z moich nauczycieli rozwoju osobistego, człowiek, którego uważałam za przysłowiową oazę spokoju- wyznał, że i on miewa czasami te gorsze dni i momenty.

Zapytałam go wówczas, czy odczuwa wówczas złość i wewnętrzny smutek, a on na to bez zastanowienia odrzekł ‘oczywiście’!-  co wprowadziło nas obydwojga w pętle naprzemiennego zdziwienia…

Ja dziwiłam się jego zaskakującą odpowiedzią, on natomiast nie mógł pojąć, dlaczego jego reakcja wywołała we mnie tak wielkie zaskoczenie..

Po kilku dobrych minutach tego obustronnego, przebiegającego w ciszy zdziwienia- postanowiłam w końcu przemówić i zapytać jak to możliwe, ze osoba o tak wysokim stopniu świadomości- może być jeszcze dotknięta przez jakieś negatywne odczucia.

Po kilku latach własnej pracy z kłębiącymi się we mnie emocjami- dotarłam do miejsca przepełnionego wewnętrznym spokojem i nieustanną radością.  Zaczęłam czuć się pewniej, dostrzegałam ukryty sens każdego- nawet bolesnego- zdarzenia i dzięki temu zaczęłam cieszyć się życiem, doceniać jego uroki.

Ten mój stoicki spokój działał na mojego męża jak przysłowiowa płachta na byka, dla niego bowiem zmieniłam się nie do poznania i chyba wolał tą dobrze mu znaną, dawną wersję żony, która bez zastanowienia dawała się wciągać w ostrą wymianę słów. Nie było to oczywiście miłe, ale przynajmniej- dobrze mu znane- a jak wiadomo z reguły każdy z nas obawia się zmian, pójścia w nieznane.

Po jakimś czasie przyzwyczaił się jednak do tej mojej wewnętrznej transformacji i sam w dużej mierze zmienił swoje podejście do życia na bardziej pozytywne.

Zrozumiał też, że choć na co dzień jestem dużo pogodniejsza i zawsze oczekuję od życia dobrych scenariuszy- czasem miewam dni, kiedy czuję, ze mam wszystkiego dość i potrzebuję się wypłakać.

 

Dziś właśnie jest ten dzień…ciekawe czy choć trochę przypomni ci on sceny wzięte z twojej rzeczywistości…

Wstajesz z łóżka z tykającą w swoim wnętrzu bombą zegarowa i od razu wiesz, że coś lub ktoś ci dziś na pewno podpadnie 😉

Zza ściany dobiega głośny płacz twojego dziecka, które nagle wymyśliło sobie żeby właśnie w tej chwili zakładać buty i iść na plac zabaw…do tego natychmiast chce butelkę mleka oraz I pada z bajkami i bluzeczkę, którą właśnie wczoraj wrzuciłaś do prania…

W tej samej chwili dzwoni telefon- to twój mąż zniecierpliwiony pyta, czy wysłałaś już tego super ważnego maila, o który prosił wieczorem i od którego najwyraźniej w dużej mierze zależy jego dzisiejsze życie;)

Ok- wystarczy, myślę sobie, biorąc kilka głębokich oddechów…

Jeszcze 3 miesiące temu potrafiłam zebrać się o 5 rano do biura organizując wszystko w przeciągu pół godziny- tłumaczyłam sobie. Na pewno szybko wszystko ogarnę i od razu poczuję dużo lepiej.

Tak, więc zabierając się do porannych obowiązków postanowiłam włączyć swoje ulubione, poprawiające zawsze nastrój nagrania.

…nie działa, mój i pod nie chce się włączyć…- wiedziałam, że coś dziś się musi popsuć, że wszystko jest dziś ewidentnie przeciwko mnie…

Ok, jeszcze raz…głęboki oddech, wszystko jest w porządku, spokojnie….- to tylko i pod, nie muszę wcale teraz słuchać muzyki, może nawet potrzebuję trochę ciszy…tłumaczyłam sobie ponownie.

Chcąc przygotować Julci śniadanie- zauważyłam, że właśnie skończył się jej ulubiony serek, na wieść, o czym zaczyna jej już drżeć broda – co jest oznaką nadchodzącego płaczu.

Ok, oficjalnie ogłaszam, że mam po prostu dość!

Chce mi się wyć do księżyca (zawsze tak określam te moje pojawiające się od czasu do czasu przepełnione negatywem stany :)).anger

Przeszywająca mnie fala gorących, kłębiących w każdej komórce mojego ciała emocji- wciąż przybierała na sile…całe rano próbowałam je zignorować, wyciszyć, zmienić na coś pozytywnego- a jednak -one wciąż uparcie dążyły do swojej pełnej ekspresji…

W tej samej chwili, gdy przyłapałam się na głośnym stwierdzaniu mojego zrezygnowanego ‘Poddaję się’- jednocześnie wybuchłam niepohamowanym śmiechem i płaczem.

Cała ta sytuacja musiała wyglądać super komicznie- gdyż moja niemal 3 letnia córeczka stanęła w osłupieniu, rezygnując z lamentu o ulubiony serek i po chwili zaczęła delikatnie głaskać mnie po głowie mówiąc ‘Nic przejmuj się, nic się nie stało mamusiu’ J

W sekundzie odzyskałam utracony na moment balans i zaczęłam szeroko do niej uśmiechać.

Dzieci są niesamowite, bo tak szybko potrafią nam uświadomić, że tak naprawdę wszystko jest zawsze w jak największym porządku,  dokładnie tak jak być powinno.

Skoro mam dzisiaj gorszy dzień- co z tego…? Tak naprawdę, to nie ma sensu od razu zakładać, że cały dzień będzie układał się tak pod górkę.

Tak, więc- mam po prostu gorszy moment, tu i teraz i poza tym nic wielkiego się nie dzieje.

 

 

Nie pozostało mi nic innego jak tylko zaakceptować kłębiące się we mnie emocje i przyjrzeć kryjącym pod nimi potrzebom.

Na tym, bowiem, polega życie w świadomości i życie samo podsuwa nam pod nos sytuacje, które jakby testują postęp naszego rozwoju osobistego.

Jeszcze kilka lat temu, te kilka drażniących, porannych doświadczeń- z całą pewnością stanowiłoby dla mnie dobry materiał do odegrania mocnego przedstawienia ze mną w roli głównej. Zaczęłabym nerwowo biegać po domu, krzyczeć na swoją córkę, na pewno nieźle oberwałoby się też mojemu mężowi -podczas krótkiej rozmowy telefonicznej- a nasza awantura miałaby gwarantowany dalszy ciąg po jego powrocie do domu.

Przypomina Ci to coś?

Scenariuszy jest wiele i są uzależnione od tego czy obecnie pracujesz, wychowujesz dziecko  (co oczywiście jest nieraz cięższe niż praca na etacie) lub też robisz coś zupełnie innego (a może wszystko na raz?).

Kiedy od rana nie dopisuje nam nastrój- każda sytuacja ma potencjał do spotęgowania istniejącej w nas już złości, smutku czy żalu.

Nie myślimy wówczas racjonalnie, często w ogóle nie myślimy- gdyż w tym tzw. ‘amoku’ kontrolę nad naszym zachowaniem przejmuje autopilot.

Włączają się w nas automatyczne, zakodowane najczęściej w dzieciństwie programy- wykrzykujemy słowa, reagujemy dokładnie tak samo jak w trakcie każdej innej wybuchowej sytuacji w przeszłości.

Gdybyśmy jednak, choć raz zdołali się zatrzymać i przyjrzeć swoim schematycznym reakcjom- moglibyśmy zdać sobie sprawę z dwóch bardzo istotnych rzeczy:

Po pierwsze zrozumielibyśmy, że nasze zachowanie tak naprawdę nie zawiera ani cząstki nas, jest sztuczne, automatyczne, jest odtworzoną starą płytą.

Po drugie moglibyśmy dostrzec, że tak naprawdę zupełnie nic się nie stało i że narastająca w nas złość jest jedynie efektem projekcji naszego umysłu.

Jeśli nie do końca wiesz, o czym mówię -to pozwól mi dodać, iż mając ten nasz gorszy dzień -automatycznie odczytujemy zachowania innych osób/oraz przedmiotów- jako całkowicie nastawione przeciwko nam.

Ponadto, wręcz oczekujemy szeregu drażniących nas jeszcze bardziej wydarzeń- a ponieważ się ich spodziewamy- kreujemy je szybko w naszej rzeczywistości i doświadczamy.

 

Kiedy masz już po prostu dość- pozwól tym silnym, zakumulowanym w tobie emocjom przepłynąć przez twój system. Obserwuj je, zauważ co się z tobą dzieje. To jest naprawdę niezwykle interesujące i otwierające oczy doświadczenie.

Te emocje- to jedynie nagromadzona w tobie energia, która absolutnie nie powinna być tłumiona.

Dlatego, jeśli czujesz, że chcesz płakać- płacz. Jeśli chce ci się krzyczeć- krzycz (oczywiście ciężko to zrealizować będąc np. aktualnie w pracy).

Nie chodzi o to, by ukierunkowywać nagromadzony w nas stan uniesienia przeciwko komuś, kto akurat niefortunnie wypowiedział do nas o jedno słowo za dużo.

Wyobraź sobie, bowiem, dokładnie tą samą sytuację odgrywającą się w chwili, kiedy towarzyszy ci dobry humor.

Gdybym ja była w dobrym nastroju i mój mąż zadzwoniłby przypominając mi o wysłaniu ważnego dla niego maila- nie odebrałabym tego jako atak, ale jako wyraz jego dobrej woli czy nawet troski.

Nasze odczucia są więc uzależnione od aktualnego stanu samopoczucia.burza

A to z kolei prowadzi do stwierdzenia, że tak naprawdę to nie ktoś/coś wywołuje w nas negatywne emocje- ale my sami interpretujemy sytuacje w zależności od naszego nastroju.

Jeśli ktoś nas złości- możemy być pewni, że nie mamy wcale problemu z tą osobą- wręcz przeciwnie- mamy problem ze zakumulowaną w nas złością.

Co więcej- jeśli czujemy, że przydarza się nam coś, co w naszych oczach jest negatywne, niesprzyjające-  pamiętajmy, że najprawdopodobniej nie znamy pełnego obrazu danej sytuacji.

Każdy dzień, każda chwila jest, bowiem idealna, dokładnie taka, jaka być powinna. Jeśli jest podszyta negatywnymi emocjami- wszystko jest ok, widocznie ma to służyć jakiemuś większemu dobru.

Jeśli czujemy ze mamy po prostu dość- tak właśnie mamy czuć tu i teraz i widocznie jest nam to z jakiegoś powodu potrzebne.

Chcąc kierować się w życiu świadomością, musimy nauczyć przyglądać się swoim emocjom, czuć je, doświadczać i uczyć.

 

Doświadczenie nie jest skutkiem tego, co dzieje się z człowiekiem; jest natomiast skutkiem reakcji człowieka na to, co się z nim dzieje.
Aldous Huxley

 

Przypomniała mi się dość znana historia, której morał kryje w sobie prawdziwa życiową mądrość:

 

W pewnej wiosce mieszkał stary człowiek. Był bardzo skromny i biedny. Jego jedyną własnością był przepiękny biały koń. Nawet król mu zazdrościł tego rumaka i oferował za niego wielkie sumy. Ale stary człowiek odmawiał, mówiąc: „Kocham mojego konia. To mój przyjaciel. Nie sprzedaje się przyjaciół”. Pewnego ranka wszedł do stajni i nie zastał tam konia. Sąsiedzi przyszli do gospodarza z wyrazami współczucia: „Powinieneś był sprzedać tego konia. Ale nieszczęście.” A on skomentował to słowami: „To nie jest ani dobre ani złe. Po prostu jest. Nie oceniajcie tego. Po prostu powiedzcie, że w stajni nie ma konia. To tylko fragment. Nie znamy pełnego obrazu.” Ale mieszkańcy śmiali się ze starca.
Po kilku dniach biały koń wrócił do gospodarza i przyprowadził ze sobą całe stado dzikich koni. Sąsiedzi natychmiast pośpieszyli z gratulacjami, ciesząc się z tak szczęśliwego obrotu rzeczy: „Miałeś rację – to nie było nieszczęście, że biały koń uciekł. To było wielkie błogosławieństwo.” A stary człowiek skomentował tą radość słowami: „Nie jest to ani dobre, ani złe. Po prostu powiedzcie, że koń wrócił.” Nic mu na to nie odpowiedzieli. Ale wiedzieli, że nie ma racji. Stary człowiek miał jedynego syna, który zaczął ujeżdżać dzikie konie. Któregoś dnia spadł z konia i złamał obydwie nogi. Sąsiedzi pośpieszyli natychmiast ze słowami ubolewania nad tym nieszczęściem: ” Konie okazały się nieszczęściem – twój jedyny syn został kaleką, nie będziesz miał żadnej pomocy na starość”. A stary człowiek odrzekł: „Nie znamy całego obrazu. Czy znacie całą książkę po przeczytaniu jednej strony?” Po jakimś czasie w królestwie zaczęła się wojna i wszyscy młodzi chłopcy z wioski zostali powołani do wojska. Wszyscy, za wyjątkiem syna starego gospodarza ze względu na złamane nogi. Wioska była pogrążona w żałobie. Królestwo przegrywało wojnę i pewne było, że większość młodych ludzi nigdy nie wróci do domu. Powiedzieli starcowi: „Znowu miałeś rację – to było szczęście, że twój syn został zrzucony z konia. Jest kaleką, ale przynajmniej jest z tobą”. A starzec odpowiedział: „Nie jest to ani dobre, ani złe. Nie oceniajcie, bo nie znacie pełnego obrazu.”…. Itd. Itd.

 

Tak wiec, gdy czujesz ze masz już wszystkiego dość- pamiętaj, że znaczenie, jakie nadajemy każdemu zdarzeniu zależy od naszych obecnych okoliczności.

Być może świadomość ta pomoże ci zachować spokój, gdy ktoś akurat wejdzie ci w drogę w tym twoim nieco gorszym momencie….:)