tootless

Wskoczyłam w ostatniej chwili zdyszana do autobusu, w biegu pokazałam kartę przejazdu i łapiąc równowagę zatoczyłam się na pobliskie wolne siedzenie.

Ufff- nabrałam powietrza, rozluźniłam i podniosłam do góry wzrok…zatkało mnie…

Zostałam całkowicie pochłonięta szerokim, szczerbatym uśmiechem kilkuletniej dziewczynki, która przyglądała mi się z wyraźnym rozbawieniem…

Jedyne co przyszło mi wówczas do głowy to myśl : jaka ona śliczna…

W tym samym momencie zaczęłam dokładniej śledzić jej wygląd i nie umiałam oprzeć się wrażeniu, że te brakujące przednie ząbki- wyraźnie dodawały jej uroku, była po prostu dzięki nim słodka, niewinna, była kanonem dziecięcego piękna…

Nie umiałam zakończyć tutaj tego nagłego potoku myśli…poczułam, że to moje dzisiejsze doświadczenie, zaczyna wtapiać się głębiej w mą psychikę, powoli nasuwają mi się kolejne pytania…i wszystkie one kwestionują kolejne z tych ogólnie przyjętych w społeczeństwie zależności.

Co by było, gdyby to nie dziecko, lecz jakaś inna dorosła osoba- miała twarz przyozdobioną takim wybrakowanym uzębieniem…?

Czy jej uśmiech nie wydawałby się śmieszny, odpychający…?

Czyż nie jednokrotnie stawałby się powodem do obmawiania i uszczypliwych komentarzy…?

Czy uważany byłyby- podobnie jak w przypadku dziewczynki- za coś przyprawiającego o nagłe poczucie radości i wesołości…?

 

Myślę, że nie – i wydaje mi się, iż wielu z Was, mogłoby się tutaj ze mną zgodzić.

Z czego to jednak wynika, dlaczego tak jest, dlaczego musi być, iż ogólnie przyjęte normy społeczne, przekonania, kanony piękna- sprawiły, zbałamuciły nasze nieświadome umysły tak, by w nie wierzyć i powszechnie akceptować…?

 

Kto i kiedy osądził, iż by być uważanym za kogoś atrakcyjnego- musimy mieścić się w pewnych kategoriach ładnego wyglądu…?

Dlaczego, by określać kogoś jako piękny- osoba ta musi charakteryzować się odpowiednią figurą, rysami twarzy, idealnym uśmiechem, bujnymi włosami itd. Itp…?

 

Wszyscy dobrze wiemy, iż te powszechnie uznawane za wyznacznik ideału charakterystyki- stały się prawdziwą zmorą niejednego z nas.

Dotyka to oczywiście głównie kobiet, jednak z całą pewnością i mężczyźni czują się niejednokrotnie gorzej będąc porównywanym do umięśnionych, dobrze zbudowanych modeli czy sportowców.

Tak wiele z nas wierzy, iż tylko taki ‘właściwy’, wygląd- jest w stanie zapewnić nam dużo prostsze, barwniejsze życie.weight

Co więcej- często- by odwrócić uwagę od ukrytych w nas, zakorzenionych w dzieciństwie uwarunkowań, przekonań- koncentrujemy się głównie na swym wyglądzie i ciągłych próbach do osiągnięcia upragnionej doskonałości.

Robimy to kosztem naszego zdrowia, głodzimy się lub też wymiotujemy, nakładamy na twarz wielowarstwowe maski nasycone szkodliwymi związkami chemicznymi,  godzinami katujemy swe obolałe stopy -męcząc się na wysokich obcasach.

Mamy dosłownie obsesję na punkcie własnego wyglądu a nieustanne próby porównywania się z naszymi ideałami- doprowadzają nas do znacznego spadku samopoczucia, chwiejnych stanów emocjonalnych czy nawet depresji.

I po co to wszystko robimy? W imię czego…?

 

Gdybyśmy choć na chwilę przyglądnęli się swojej osobie- mielibyśmy szansę, by po raz pierwszy dojrzeć w sobie głębię, swe prawdziwe piękno…

Być może dostrzeglibyśmy to, co ja ujrzałam spoglądając w oczy szczerbatej dziewczynki…

Nie była ona ładna- według tych powszechnie akceptowanych kanonów piękna- była taka sobie, przeciętna, normalna, może nawet przez niektórych określana jako brzydka….

Jednak ja widziałam w niej tyle promiennego uroku, była prawdziwym uśmiechniętym cudem..i minęło trochę czasu zanim zrozumiałam, że zobaczyłam ją taką, gdyż była po prostu sobą…

To oczywiste- możesz powiedzieć- jest przecież dzieckiem….

Jako dziecko nie dbamy jeszcze o to, co inni o nam myślą, nie staramy się nikomu przypodobać, nikogo oszołomić swym wyglądem, nie udajemy….

Nie znamy jeszcze sztuczności, nie wiemy jakie świat stawia co do nas wymagania, co musimy robić, by określano nas jako ‘piękne czy idealne’…

I jakie to przykre, gdy pomyślę, że już zapewne za kilka lat ta cudna twarzyczka zacznie przybierać pewnego rodzaju maskę, stopniowo będzie się uczyć jak udawać, jak być kimś, kto byłby powszechnie akceptowany.

W ten właśnie sposób, powoli zaczynamy odchodzić od swego prawdziwego Ja, przestajemy być sobą i stajemy kimś, kto według zakorzenionych w nas przekonań- będzie lubiany, akceptowany, podziwiany…beyourself

 

Spoglądam w oczy swojej 3 letniej córeczki i widzę samą radość, żywiołowość, piękno, wolność, beztroskę, czystość…widzę Ją i wiem, że jest najprawdziwsza w świecie, jest taka jaka jest. Nie kierują nią jeszcze żadne wzorce zachowań, uwarunkowania, przekonania…

Nie myśli, nie kombinuje jak by się komuś przypodobać…

Nie doszukuje swych mankamentów, nie próbuje niczego w sobie zmieniać…

Co będzie za kilka lat…?

Czy wciąż będzie tak bosko pachnieć świeżością i autentycznością…?

Wiem, że wielka jest w tym moja rola, jako matki.

Dlatego też pragnę jej mówić każdego dnia, pokazywać- jak cudowne, piękne jest jej wnętrze, jej prawdziwość…

Pragnę jej uświadomić, że pozostając w tej swojej doskonałej naturalności- będzie umiała być naprawdę szczęśliwa.

Tylko  wówczas, bowiem, będzie dawać świata swoją unikatowość, wyrażać siebie, śmiać się szeroko- nie myśląc czy jej zgryz wygląda idealnie.

Będzie skakać i tańczyć- nie zwracając uwagi na swe potencjalnie możliwe okrągłości ciała.

Będzie kochać się ze swym ukochanym- oddając mu całą siebie, a nie tylko nafaszerowaną sztucznością kukłę…

Będzie po prostu żyć, a nie próbować się dopasować…

Będzie prawdziwym pięknem, jak każdy z nas- w naszej czystej, niczym niepohamowanej, niezatuszowanej postaci…

I jak magnes będzie przyciągać do siebie tych, którzy nie tylko patrzą, lecz widzą…jestem soba

I ona również w nich to zobaczy…

tą niczym nieskażoną doskonałość….