Kilka dni temu planując dłuższą podróż- postanowiłam wypłacić w banku trochę pieniędzy.
Przyniosłam je do domu jednocześnie myśląc, że nie lubię trzymać gotówki w mieszkaniu. W tym samym momencie poczułam jak pewien rodzaj lęku chwilowo przeszył moje ciało dreszczem.
‘Co by było, gdyby ktoś się akurat do mnie włamał albo zwyczajnie wyszarpał mi z rąk torebkę…?’
Szybko odsunęłam tą podszytą obawą myśl i schowałam do szafki plik banknotów. Wiedziałam jednak, czułam, że w jakiś sposób wciąż jest we mnie obawa przed jakimś niefortunnym wydarzeniem.
Pieniądze to moja przysłowiowa ‘pięta achillesowa’. Przez wiele lat pracowałam robiąc coś, co zapewniało mi stały dobry przychód i robiłam to, bo potrzebowałam czuć się finansowo bezpiecznie. Nie umiałam inaczej, lęk przed zmianą i pójściem na głosem serca był we mnie zbyt silny.
W końcu jednak, udało mi się przebić przez ten strach, wiedziałam, że już dłużej nie potrafię żyć życiem pozbawionym pasji, nie być sobą.
Nie oznacza to jednak, że całkowicie pozbyłam się wszelkich lęków. Długo pracowałam nad rozwojem osobistym i spoglądając na swoje życie teraz- widzę jak bardzo się zmieniłam, jak każdy mój dzień nabrał kolorów a serce przepełniło radością i ufnością do świata.
Pod wieloma względami całkowicie zmieniłam swoją percepcję, dzięki czemu zaczęłam realizować swe marzenia. Kwestia pieniędzy- do dziś jednak, pozostaje dla mnie niezwykle delikatnym aspektem istnienia. Zaczęłam, bowiem, odczuwać niepokój, gdy tylko sięgałam po te ciężko wypracowane oszczędności. Jest, więc to sfera, w której wciąż muszę starać się zachowywać świadomość, wciąż nad sobą pracować. I tutaj zmiany są niesamowite i dzięki nim mogę utrzymywać stan zadowolenia i zaufania do życia.
Czasem jednak ten dobrze znany mi strach- pokazuje mi niespodziewanie swe wielkie oczęta, tęży się i pręży- by mi udowodnić, że jest naprawdę baaardzo straszny 🙂
Tak, stało się i tym razem, gdy przyniosłam do domu wspomniane powyżej pieniążki.
Ale nie w tym rzecz- nie piszę tego, by zwierzyć ci się z tych wciąż nieuleczonych części mojego ja.
Do czego zmierzam- otóż, w noc po mojej wycieczce do banku, ktoś próbował się włamać do mojego mieszkania. Wszystko zakończyło się dobrze, gdyż na szczęście nocująca u mnie koleżanka- swym krzykiem przegoniła przeciskającego się przez okno złodzieja.
Wydarzenie to dało mi dużo do myślenia.
Dla mnie teraz, każda sytuacja jest czymś, co ma mnie czegoś nauczyć. Automatycznie zaczynam doszukiwać się w sobie powodów, dla których dane zdarzenie zamanifestowało się w moim życiu. Wiedziałam, bowiem, że to ja je sobie sama wykreowałam, zaprosiłam do swej rzeczywistości.
Nie trudno było mi odnaleźć źródło owego doświadczenia.
Od razu zdałam sobie sprawę, że to moje negatywne, podszyte lękiem myśli o przyniesionych z banku pieniądzach- sprawiły, że na poziomie energetycznym stałam się ofiarą własnych projekcji.
Obawiałam się przecież, że ktoś mógłby mi ukraść przechowywaną gotówkę. Wraz z tymi myślami, uaktywniłam w sobie niskie wibracje, które stanowiły pożywkę, wabik- dla żyjącego, na co dzień w podobnych niskich wibracjach włamywacza.
Nie obawiajcie się jednak, że każda wasza negatywna czy też podszyta lękiem myśl- natychmiastowo przejawi się jako jakieś niepożądane wydarzenie w waszej rzeczywistości.
Na ogół, proces ten nie działa aż tak szybko. Dopiero, gdy przez dłuższy czas koncentrujemy się na czymś, czego się obawiamy- w końcu ściągamy to sobie do naszego życia.
W przypadku osób- które jak ja- od pewnego czasu pracują nad poszerzaniem swojej świadomości- wszystko zaczyna się dziać jakby z dużo większym przyspieszeniem.
Dzięki temu w coraz szybszym tempie mogę przyciągać do siebie pożądane przez mnie sytuacje. Jednocześnie jednak, muszę być świadoma faktu, iż każda moja negatywna myśl- równie szybko może pojawić się na planie mojego życia.
Otrzymywanie tego, czego się obawiamy jest- jak zapewne wielu z was już wie- ściśle powiązane z działającym we wszechświecie Prawem Przyciągania.
Jak pisałam w kilku ze swoim poprzednich artykułów- Prawo to działa nieustannie, jest podstawą, składową częścią naszego ziemskiego życia.
Co więcej, jest ono całkowicie neutralne, tzn. nie ma żadnych upodobań, preferencji, nie ocenia, nie kalkuluje oraz nie selekcjonuje tych, którzy w danej chwili mu podlegają. Dotyczy ono nas wszystkich, niezależnie od sytuacji, wieku, płci, zawodu, charakteru czy też wielu innych możliwych charakterystyk.
W większości literatury New Age- operowanie tego prawa jest zaprezentowane na pozytywnych życiowych przykładach. Książki, mówcy, czasopisma o tej tematyce- pomagają nam zrozumieć to przenikające wszystko zjawisko- jak również uczą- w jaki sposób możemy świadomie kreować pożądaną przez nas rzeczywistość.
Musimy jednak pamiętać, że prawo to działa w obie strony, co oznacza, że kiedy myślimy o czymś, gdy się na czymś koncentrujemy- prędzej czy później stanie się to częścią naszego doświadczenia- niezależnie od tego czy jest to coś pozytywnego czy też negatywnego.
Kolejnym krokiem na drodze zrozumienia funkcjonowania otaczającej nas rzeczywistości- jest kwestia podjęcia całkowitej odpowiedzialności za wszelkie pojawiające się w naszym życiu doświadczenia.
Uświadomienie sobie tego, że to my sami wykreowaliśmy sobie każde jedno życiowe wydarzenie- może dać nam cudowne poczucie wolności, a tym samym dostarczyć pewną dawkę lęku.
Dzieje się tak ponieważ to niezwykle miłe uczucie wiedzieć, że tylko my możemy wpływać na nasze losy. Z drugiej jednak strony- zwłaszcza, jeśli nasze uprzednie doświadczenia nie należały do najprzyjemniejszych- możemy poczuć się nieco wystraszeni ciężarem tak wielkiej odpowiedzialności za swoje dzieje.
No i do tego wszystkiego- nie możemy już nigdy nikogo obwiniać za to, co nam się nielubianego przydarza 🙂 – a to z kolei wiąże się z koniecznością przerwania wszelkiego krytykowania czy też oceniania innych.
Jak widzicie na opisanym przeze mnie z życia wziętym przykładzie- czasem i u tych, którzy są jak najbardziej świadomi faktu występowania owego prawa- zdarzają się sytuacje, w których padamy ofiarą własnego myślenia.
Wydaje mi się, że ponieważ ja starałam się zignorować podszyte strachem myśli o kradzieży pieniędzy- w pewnym stopniu złagodziłam potencjalne skutki mojego negatywu. Przez sam fakt uczucia lęku, który wyraźnie odczuwałam w swym ciele- ściągnęłam sobie energetycznie sytuację, która dała mi sporo do myślenia.
Nasze życie to pewnego rodzaju szkoła, w której każdego dnia zmierzamy się z mającymi na celu poszerzenie naszej świadomości- lekcjami.
Wielkim sukcesem jest, gdy nagle zaczynasz świadomie postrzegać występujące w twoim życiu zależności. Jest to pierwszy, zasadniczy krok na drodze do tego często wspominanego w obecnych czasach ‘oświecenia’.
Tak a propo- to oświecenie jest w dużej mierze uświadomieniem sobie operujących w naszym świecie praw i zależności a potem świadome z nich korzystanie, kreowanie tego, czego pragniemy.
Jest to równoznaczne ze zdaniem sobie sprawy, z poczuciem- że mamy w sobie wielką moc tworzenia, że nie jesteśmy ofiarami.
Jest to naprawdę piękna realizacja, która pozwala nam cieszyć się życiem, bawić procesem zamierzonej kreacji.
Ponadto, gdy zauważymy, że naprawdę wszystko to, czego się obawiamy- staje się częścią naszej rzeczywistości- staniemy się ostrożniejsi z wyborem wypowiadanych słów, zaczniemy zauważać ukazujący się w naszych umysłach negatywne myśli a następnie starać się je ignorować. W rezultacie nasze życie z całą pewnością przetransformuje się na dużo bardziej pozytywne i pogodne, będziemy czuć się dużo, dużo lepiej.
/Tak, przy okazji- jeśli chcielibyście zobaczyć jakie wypowiadane przez nas słowa- kreują rzeczywistość; w jaki sposób wyglądają diagramy komputerowe negatywnych i pozytywnych wyrazów- zachęcam Was do przeczytania tej cudownej książki Doreen Virtue 'Anielskie słowa’. /
Tak, więc, moja spowodowana przez chwilę zapomnienia i oddania się fali lęków- ‘przygoda’ z włamywaczem- stała się dla mnie swego rodzaju ‘przypominaczem’, lekcją nawołującą mnie do bliższej obserwacji zachodzących we mnie procesów i pojawiających się emocji.
Może zabrzmi to śmiesznie- ale jestem wdzięczna za to w sumie nieszkodliwe doświadczenie.
Utarło mi ono trochę nosa- i bardzo dobrze, bo bardzo łatwo wpaść w pułapkę swojego ego- które przekonuje pracujące nad swym rozwojem osoby- że to już to, że jesteśmy już tak oświeceni, że nie musimy już się przykładać, nie musimy być czujni i aż tak świadomi.
Ja, z całą pewnością, zamierzam w dalszym ciągu zagłębiać się w tajniki swej własnej natury.
Uświadomiłam sobie, bowiem, że podróż w głąb siebie- nigdy się nie kończy- a przynajmniej, nie tu- na Ziemi.
Poczucie pełnej odpowiedzialności za własny los przeszywa mnie dumą, radością i ekscytacją.
Mogę mieć, cokolwiek zapragnę…
Mogę doświadczać, co tylko zechcę….
Każda moja świadoma myśl jest jak czarodziejska różdżka- muszę tylko zdawać sprawę, w którą stronę naprawdę pragnę nią zakręcić 😉
Zostaw komentarz