Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek nad tym, jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś robił/aś wszystko z miłości do siebie?
Kim wtedy byś był/a, gdzie pracował, z kim dzielił swe życie…?
Czy czułbyś się spełniony, pełen wigoru, wolny, pełen pasji…?
Większość z nas, z reguły, nie przeżywa ani jednego dnia, być może ani godziny, minuty- będąc tak naprawdę sobą, kierując się własnym sercem, intuicją, pasją…
To przykre, lecz jak bardzo prawdziwe….
Czujemy się zobowiązani do utrzymywania poszczególnych schematów zachowań, do bycia kimś, kogo zaakceptują i polubią inni, do rezygnacji ze swych marzeń i pragnień…i nawet przez moment nie przyjdzie nam do głowy, że można inaczej, że można istnieć w prawdzie, w zgodzie z samym sobą.
Sprzedajemy swe życie w zamian za powszechne uznanie.
Oddajemy swą duszę w imię aprobaty otaczających nas ludzi. Boimy się, co z nami będzie, gdy staniemy się nielubiani, uznani za odludków, gdy nie podporządkujemy się tym ogólnie uznawanym standardom, dawno ustalonym zasadom rodzin, rządów, krajów, świata…
Co pozostaje z naszej dziecięcej niewinności, spontaniczności, pasji, zabawy, prawdy…?
Jako dzieci nie zastanawialiśmy się czy kogoś urazimy ekspresją swoich najprawdziwszych uczuć.
Nie byliśmy źli, po prostu byliśmy…
Byliśmy czyści, niczym nie skażeni, nie oceniający, nie oczekujący, nie ograniczający swych nagłych wzruszeń, gniewu, uniesień, smutku, łez, histerycznego śmiechu, chichotu w najmniej ‘odpowiednich’ momentach…
Byliśmy sobą, nie znaliśmy nic innego, byliśmy piękni i uczciwi, nie znaliśmy powodów, by kalkulować, udawać, tłumić, maskować, zachowywać w dyplomatyczny sposób- bo tak wypada…
Byliśmy jak wiatr, który cichnie, a potem nagle zrywa się gwałtownie i unosi wszystko dookoła, by za chwilę stać się znów łagodnym…
Gdzie jest ta świeżość z dziecięcych lat, gdzie ta wolność, beztroska, poczucie, że wszystko jest dobrze tak jak jest…?
Gdzie miłość do siebie i wszystkiego wokoło, szczerość serca, błysk ocząt, najcudowniejszy uśmiech, najgłośniejszy płacz…?
Wraz z wchodzeniem w dorosłość nauczono nas jak być maszyną, jak grać swą rolę, jak być przebiegłym, jak walczyć o swoje, hamować emocje, tłumić łzy, wymuszać uśmiech.
‘Nie można się denerwować’, ‘Porozmawiamy jak ci przejdzie’,’ Uspokój się’ ‘Ale robisz sceny, ale wstyd’, ‘Znowu muszę się za ciebie wstydzić’, ‘ Nie zasłużyłeś’, ‘Jesteś niegrzeczny’,, Nie wypada’, ‘Mam cię dość’, ‘Zachowuj się!’….pamiętasz…? czy brzmią one znajomo…?
Powiedziano nam, że tylko w ten sposób można żyć, że taki jest świat, że musimy być silni, że musimy twardo stać na ziemi, myśleć logicznie, robić to, co rozsądne, unikać tego, co niepewne, nieznane.
Pokazano nam, że życie jest przeszyte strachem, że nieszczęścia czyhają na nas na każdym rogu, że życie nie może być usłane różami, że trzeba być czujnym i ostrożnym.
I uwierzyliśmy, nieświadomie wchłonęliśmy wpajane przez otoczenie przekonania, ich lęki, przestrogi, zachowania, reakcje. Staliśmy się zaawansowaną wersją komputerów z najlepszym oprogramowaniem wersji- człowiek.
Nazwano nas człowiekiem, uwierzyliśmy, że nim jesteśmy.
Powiedziano nam, że jesteśmy chłopcem bądź dziewczynką- zaakceptowaliśmy.
Przekazano nam, czego wymaga się od kobiet a czego od mężczyzn, kiedy jest właściwy czas na bycie razem, na głębsze uczucia, na naukę, pracę, zabawę, dorosłość.
Dowiedzieliśmy się, kiedy i na co możemy chorować, do kiedy musimy mieć dzieci, kiedy możemy odpoczywać a kiedy ciężko pracować, kiedy zaczniemy umierać…
Uwierzyliśmy we wszystko, a wiara ta stała się naszym doświadczeniem.
Nie myśleliśmy, że można inaczej, że jest inna droga…
Nikt nam o tym nie powiedział, być może nikt sam nie wiedział.
Uczono nas w imię miłości. Oni również nie potrafili inaczej, również byli zaprogramowani, nadal są…
I przestałeś/aś kochać, zapomniałaś, co to miłość do siebie a wraz z tym do innych…
Wytłumaczono ci potem, czym ona jest i myślałeś, że już wiesz- tyle tylko, że to zaprezentowane przez nich i poznane przez nas uczucie- nie jest wcale miłością…
Miłość nie ma początku ani końca, ona po prostu jest, jest wszystkim i wszędzie, przenika całego ciebie, karmi twoją duszę, sprawia, że jesteś sobą, cieszysz życiem, płyniesz z biegiem tego, co nieznane, ekscytujesz się, szalejesz, tańczysz w deszczu, płaczesz, wybuchasz śmiechem, jesteś pasją…
Przestaliśmy pamiętać, czym jest miłość, a wraz z tym- zaczęliśmy dostrzegać w sobie wady, braki, negatywne strony, zaczęliśmy żyć iluzją…
By odkryć się na nowo, by zacząć żyć w harmonii ze swoim Wyższym Ja, z Wszechświatem, Bogiem- musimy przypomnieć sobie, kim jesteśmy, musimy czuć tą bezgraniczną, bezwarunkową miłość do samego siebie.
Ta miłość w nas jest, my nią jesteśmy- jednak w wyniku szeregu uwarunkowań, wpajanych nam od dziecka przekonań, kontrolowanych, skalkulowanych reakcji- zatraciliśmy swoją prawdziwość a wraz z nią- zapomnieliśmy, że wszystko zaczyna się od kochania siebie…
Tak długo, jak tego nie zrozumiemy i nie zaczniemy szanować głosu swojego serca- nie będziemy czuć się spełnieni, nie będziemy w stanie znaleźć u kogoś miłości, która ‘załatałaby’ nasze poranione serca.
Najważniejszą, bowiem, relacją każdego człowieka, jest relacja z samym sobą.
Nie zdając sobie sprawy z tego, że jesteśmy idealni, nie kochając się szczerze i bez końca, nie respektując swoich najskrytszych marzeń- nigdy nie zaznamy smaku prawdziwej miłości, nie znajdziemy jej u nikogo innego.
Nie przyszliśmy na świat po to, by hamować swoje najgłębsze pragnienia, by ciągle się ograniczać, by na każdym kroku odczuwać strach, by ciągle udawać, że jesteśmy kimś innym.
Przeciwnie- rodząc się- dobrze wiedzieliśmy, że jesteśmy unikatowi, jedyni w swoim rodzaju i że świat będzie pełny, tylko, gdy my będziemy wyrażać swój indywidualizm.
Jesteśmy tu, by żyć pełną piersią, by dążyć do realizacji swych pragnień i cieszyć się każdym dniem, by wyrażać całokształt swego istnienia, by być całkowicie sobą.
Nie ma drugiej takiej osoby jak ty, więc pozbawiając świat swej własnej ekspresji- tworzymy pustkę, której nikt ani nic nie jest w stanie wypełnić.
Dobrze wiem, jak przerażające jest bycie sobą, jak obawiamy się, co pomyślą inni, jak zareagują, czy będą nas wciąż lubić i akceptować. Boimy się samotności, odizolowania, robimy wszystko by się dopasować, obawiamy przyszłości i niepewności, paraliżują nas zmiany, wolimy tkwić w najgorszym, ale znanym scenariuszu- niż uczynić krok w nieznane….
I jak wygląda życie większości z nas…?
Czy nie cierpimy, czy nie zmagamy się każdego dnia, czy z utęsknieniem nie wyczekujemy wolnego czasu dla siebie, czy nie żyjemy jedynie myślą o weekendzie, o lepszym jutrze…?
Ja, z całą pewnością tak żyłam, panicznie bałam się odejść od czegoś ,co dawało mi poczucie bezpieczeństwa. Całe moje życie oparte było na tkwieniu w czymś, co nie było dla mnie- jednak wolałam zostać, bo przynajmniej mogłam czuć się pewnie.
Przez niespełna 30 lat żyłam osaczona lękami, tkwiłam w czymś, co nie dawało mi satysfakcji, gdzie czułam, że się dosłownie duszę, gdzie blokowałam swoją radosną, wolną, kreatywną stroną swojego ja- gdzie nie byłam nawet w 1 procencie sobą…
To bardzo smutne, jednak uważam, że większość z nas żyje dokładnie w taki sposób. Nie wierzymy, bowiem, że moglibyśmy inaczej a co za tym idzie- boimy się podjąć jakiekolwiek kroki w nieznane, posłuchać wewnętrznego głosu, który zawsze pragnie jedynie naszej pełnej ekspresji, naszego spełnienia i szczęścia.
Na każdym kroku spotykam osoby, które nieustannie mówią o swoim nieszczęściu- o tym, jak nie lubią tego, co robią, jak czują się zapędzone w kozi róg, jak nie wiedzą, co mogłyby robić innego.
Sama, latami powtarzałam, że nie da się żyć inaczej.
Nie mogłam być dalej od prawdy….
To przecież takie proste, tak naturalne jest to, co daje nam poczucie spełnienia i zadowolenia. Każdy z nas jest w stanie odkryć w sobie coś, co sprawia, że jego dusza śpiewa.
To prawda- że gdy przez lata funkcjonujemy na niższych energiach, gdy robimy coś wbrew sobie i czujemy niezadowolenie lub po prostu jesteśmy pogodzeni ze swym losem- na początku możemy nie być pewni, czego tak naprawdę pragniemy.
Ja również miałam ten dylemat. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, czego nie chcę. Nie byłam jednak pewna, co takiego gra w mojej duszy.
Dopiero, gdy rozpoczęłam swą wewnętrzną wędrówkę, gdy każdego dnia spędzałam choć kilka minut na bycie z samą sobą, na wycieszenie- powoli zaczynałam rozumieć, co daje mi radość.
Tym czymś była praca z odkrywaniem siebie oraz pomaganie innym na drodze do samospełnienia, bycia sobą.
Całkowicie oddałam się swej pasji, każdy dzień stał się prostszy i radośniejszy…- choć wówczas wciąż pozostawałam w tym samym zawodzie.
Wiedziałam jednak, że idę we właściwym kierunku i że jeśli tylko zaufam życiu- w końcu nadejdzie dzień, gdy w pełni oddam się już tylko temu, co kocham.
Wielokrotnie zastanawiałam się, kim teraz bym była, gdybym od zawsze kierowała się swoją intuicją, podążała za wewnętrznym głosem.
Jestem pewna, że już od dawna pracowałabym z ludźmi, pomagałbym im poznać i zrozumieć siebie.
Czy jednak byłabym aż tak dalece autentyczna jak mogę być teraz…?
Czy potrafiłabym przemawiać do każdego z głębi serca, kierując własnym doświadczeniem…?
Może tak, może nie….
Myślę jednak, że wszystko, przez co przeszłam- z nieświadomego wyboru- było mi w jakimś sensie potrzebne do stania się kimś, kto ma coś ważnego do przekazania o naszym istnieniu.
Być może miałam żyć wówczas w strachu i nieświadomości- by móc w końcu się przez niego przebić, zacząć żyć w prawdzie, być sobą i by później wspierać innych na ich drodze do spełnienia?
Nie czuj się, więc, winny czy też przytłoczony tym, co było ci dane doświadczyć. Wszystko to było ci jak najbardziej potrzebne, przyczyniło się do stania tym, kim jesteś teraz. Mało tego- to dzięki życiu w nieprawdzie, w hamowaniu swej pełnej ekspresji, blokowaniu pragnień- doświadczyłeś czegoś, co sprawiło, że nagle zrodziła się w tobie potrzeba do wewnętrznej transformacji.
Gdyby tak nie było- nie czytałbyś nawet tego wpisu.
Być może myślisz, że czytasz go z czystej ciekawości i wcale nie w głowie ci jakiekolwiek głębokie przeobrażenia- jednak zapewniam cię, że coś się w tobie budzi, coś chce zostać zauważone i zależy oczywiście tylko wyłącznie od ciebie- co wydarzy się dalej….
Pomyśl, choć przez minutkę- jakie najprawdopodobniej byłoby twoje życie, gdybyś był w pełni sobą, gdybyś robił/-a jedynie to, czego naprawdę pragniesz, gdybyś nie kierował się strachem…?
Jesteśmy tu, by być całkowicie sobą i żyć tak, by każdy dzień był ekscytującą przygodą.
Nasze emocje są po to, by dawać nam znać czy jesteśmy aktualnie w harmonii, czy też robimy coś wbrew sobie, z czystego strachu.
Jeśli więc wstajesz rano zasmucony, że znów czeka cię kolejny dzień w pracy…- nie jesteś sobą i przez to cierpisz.
Gdybyś kierował się sercem, bez obaw robiłbyś to, co sprawia, że praca jest twoją pasją, sprawia ci radość i satysfakcję.
Mało tego- my, ludzie myślimy, że jedynie robiąc coś ciężkiego, często wbrew sobie- możemy odnieść sukces i zdobywać bogactwa.
Nie możemy być dalej od prawdy, gdyż jedynie robiąc coś, co kochamy- jesteśmy w harmonii z sobą i całym wszechświatem- a co za tym idzie- dajemy światu coś niezastąpionego, coś, co wszyscy cenią bo czują, że wypływa z twego serca.
Wszystko to sprawia, że jesteśmy wówczas ‘skazani na sukces’, nie może być inaczej, bo będąc sobą realizujemy cel swojego życia, a życie chce byśmy czuli spełnienie, radość i przeszywającą nasze serca pasję!
A motivating discussion is definitely worth comment. I do believe
that you need to write more about this topic, it
might not be a taboo matter but usually people ddo not
speeak about these issues. To the next! Many thanks!!