Kiedy wierzysz, że niespodziewanie wszystko co kochasz może zostać Ci zabrane…
Kiedy wsłuchujesz się w szelest kolejnego oddechu czuwając, by chwila nieuważności nie odebrała Ci tego, co cenne…
Kiedy czujesz miłość Jego serca, ciepło ciał leżących obok siebie tak blisko… i im więcej Niego, tym mniej… bo lęk przed utratą rośnie wprost proporcjonalnie do oferowanego Ci szczęścia…
Kiedy zanurzona w spełnieniu… nie dajesz sobie na nie pełni przyzwolenia… zachowując w ten sposób margines pozornego bezpieczeństwa, bo przecież… nie można zranić tego, co odgradza się murem…
Boisz się ugościć w swoim życiu pieniądz, zawodowe spełnienie, Jego tego wymarzonego… upajać się szczęściem… lepiej nie mieć, niż mieć, a potem czuć jak boli, gdy to tracisz…
Lecz coś w Tobie tęskni, by raz na zawsze, całkiem się obnażyć… w obliczu przeszywających dreszczem obaw i niepewności- zrzucić z siebie ciężar tego, co może być utracone… oddać się pisanemu ręką nieuchwytnego boga skryptom… puścić i dryfować bezwstydnie spijając choćby ostatnie krople nektaru obfitości… ufając, że dzban wkrótce napełni się na nowo… nie trzymając niczego… nie obawiając się przeżywać szczęścia tak, jakby nic nigdy się więcej nie wydarzało…
Kiedy uwierzyłaś, że niespodziewanie wszystko co kochasz może zostać Ci zabrane…
Ty, malutka, niewinna -spoglądając w nasączone miłością oczy matki… wyszarpanej z ciepła Jej ramion, bez taktu… wraz z Jej kolejną emocją… co jak kolejny i kolejny powiew wiatru zabierała Ci cały Twój świat, wytargowała z Twoich bezsilnych rączek miłość…
I uwierzyłaś… że Twoja chwila nieuważności może boleć, bo… wszystko, co jest Ci dawane przemija… uśmiech przemienia się w jego karykaturę i czujesz dystans… bliskość rozpływa się niczym plama po rozlanej na posadzkę herbaty… nie możesz jej powstrzymać… wybierasz, by stać obok…. by gorąc jej nieprzewidywalności nigdy, ale to nigdy Cię nie dotknął…
Kiedyś uwierzyłaś…
Dziś, leżąc tu obok… czujesz miłość… miesza się z płomieniem wspomnień o tym, co każdego dnia traciłaś, gdy zmieniał się Jej nastrój, Jej spojrzenie…
Dziś, rozumiejąc że Jej miłość zawsze jest, będzie, była… próbujesz mierzyć się z kolejną i kolejną falą stopniowo płowiejącego lęku przed utratą tego, co kochasz…
Dziś, coraz częściej odważasz się, by wyjść poza mur, by po prostu czuć miłość… by płynąć unoszona wiatrem każdej chwili… by dryfować między subtelnymi krawędziami krainy dziecięcych wyobrażeń i tego, co jest dziś tu dla Ciebie… całej tej, nigdy nie kończącej się miłości….
Dziś, uczysz się ufać, że… wszystko co kochasz jest Ci po prostu dane…
CZUJESZ TO? PODZIEL SIĘ… DLA TYCH, KTÓRE TEŻ TAK CZUJĄ, KTÓRE POTRZEBUJĄ…♥
WEJDŹ Z NAMI DO OBFITOŚCI, mimo lęku… zapraszam na Warsztaty Obfitości:
Zostaw komentarz