Kiedy odczuwam lęk podpowiada mi on, że coś jest dla mnie zbyt ryzykowne, że nie powinnam w coś wchodzić czy z czymś obcować.

Na czym opierają się te ‘przyjacielskie’ założenia?

Wyobraź sobie, że siedzisz z ciekawską sąsiadką. Taką jak na przykład pani Linde z Ani z Zielonego Wzgórza. Każdy kto udawał się do Avonlea lub je opuszczał, musiał wystawić się na krytyczne spojrzenie wszystkowiedzących oczu pani Linde. Nie ważne jednak jaka jest czy była owa sąsiadka, ważne na podstawie czego snuła swoje wielobarwne założenia. Ważne jest też to, że nieustannie gadała, oceniała i wyciągała wnioski. Ważne, że była ogromnie przekonująca. Jak nasz lęk.

Widziała pewne rzeczy, przenosiła też w sobie doświadczenia- jej opinie oraz scenariusze bazowały więc na tezach, na niczego nie zapewniających stwierdzeniach, pustych samych w sobie, nic nie znaczących.

Tak samo jest z naszymi lękami- podobnie jak bohaterka znanej pozycji szkolnej- pani Linde, podobnie jak wiele takich sąsiadek naszego życia, podobnie jak stały lokator naszej głowy- pan lęk- wszelkie obawy wynikają z przesłanek, które niewiele znaczą.

Owszem- człowiek uczy się na błędach, choć ja wolałabym nazwać je życiowymi lekcjami- i cudownie jeśli po każdorazowym trudnym doświadczeniu dojrzejemy, wzrastamy w nich, a nawet stajemy uważniejsi. Problem jednak pojawia się kiedy ta uważność przybiera szaty nadopiekuńczości. W takiej bowiem postaci- bardzo skutecznie potrafi mnie czy Ciebie odwieść od życia w pełni, sięgania po to, czego pragniemy doświadczać, od lekkości życia w zaufaniu i delektowaniu się tym naturalnym przepływem.

Chciałabym się tu zatrzymać, by dodać kilka zdań o przepływie. Dużo się bowiem o nim mówi, ale czy wiemy do czego nawiązujemy, czym on jest, czy go zauważamy?

Każdy koncept, myśl czy słowo pozostaje bezużyteczne dopóki pielęgnujemy je jedynie na poziomie intelektualnym. Zamysł, by nabrał znaczenia- musi być odczuty, doświadczony, przeżyty.

Wyobraź sobie, że życie jest siecią nieskończonych połączeń  i zależności. Kiedy spojrzysz na zdjęcie kosmosu zobaczysz tą niesamowitą sieć. Zobaczysz ją też spoglądając na obraz ludzkiego mózgu, jego połączeń neuronowych. Podobnie jak w sieciach elektrycznych- energia, a więc w naszym przypadku jest to samo w sobie życie- pływnie spontanicznie, jest wolna- choć w pewnym stopniu możemy ją ukierunkować ( nawiązanie do ludzkiego przesterowania uważności, do intencji).Tak więc owy przepływ jest czymś naturalnym, nieograniczonym. Podobnie płynie rzeka, jej nurt czasem wzburza się, innym razem uspokaja, może koić, może porywać, może zabijać, może przyjemnie chłodzić rozgrzane ciało.

Tantra opowiada o tym jak wszystko jest przepływem energii, która zwie się energią seksualną. Piszę o tym bowiem spośród różnorakich analogii- właśnie ta jest dla mnie w ostatnim czasie najbardziej namacalna, wyrazista.

Przypomnij sobie chwile, w których się kochałaś. Przypomnij sobie to wzrastające podniecenie, coraz intensywniejszą tkliwość różnych części ciała, przypomnij sobie zbliżające Cię do orgazmu fale. Gdzie są umiejscowione, gdzie rozładowane?

Tantra uczy jak pozwolić tej wzrastającej energii swobodnie płynąć – wbrew wyuczonym odruchom, by ją zaciskać czy ograniczać do dolnych partii ciała. Tantra pokazuje, że życie nie musi być jedynie momentami ekscytacji, orgazmicznym ale krótkim, ulotnym uniesieniem.  Wychodząc z wewnętrznego ucisku, z napięcia, z zaprogramowanych wytycznych- wchodzisz w coraz to obszerniejsze doświadczenia, w pełnię, w nieograniczony momentem nieustanny przepływ rozkoszy życia.

Jak dla mnie- eksploracja przepływu energii seksualnej jest idealnym odwzorowaniem przepływu życia, do którego również podłączamy się gdy UCZYMY SIĘ  WYPUSZCZAĆ ZACISK LĘKU I WCHODZIĆ W PRZESTRZENNOŚĆ ZAUFANIA.

Co się dzieje w fizycznym ciele, gdy to robisz?

Kiedy uczysz się rozluźniać , nie oczekiwań finału, nie dążyć do niego poprzez ścisk, niczego nie korygując, nie ograniczając- fala elektryzującej błogości może swobodnie unosić się od Twoich zwilżonych podnieceniem bioder w górę, a potem wędrować do najszczelniej skrywanych zakamarków Twego ciała, nasycać je życiem i radością.

Tak samo jest z życiowym przepływem, do którego podłączanie jest kluczowe na drodze wychodzenia z ograniczających sukces, spełnienie, szczęście lęków i uczenia się życia z zaufania.

Uczenie się życia z zaufania nie oznacza, że nagle zaczniesz kierować swą dłoń do ognia, czy lawirować na krawędziach- OTWORZYSZ SIĘ, POCZUJESZ LEKKO, ALE NIE ZGŁUPIEJESZ!

Nie spodziewaj się też, że usłyszysz te słowa i od razu wkroczysz w swą 100% wolność, którą bezwarunkowo daje nam zaufanie.

Nie raz bowiem jeszcze powrócisz do zlęknionego głosu w sobie, nie raz mu uwierzysz, nie raz zatrzymasz, ale potem- nie raz, lecz coraz częściej- będziesz z nim po prostu obcować. Bez potrzeby karcenia go za wypowiadane głupoty, bez złości na niego, bo wiesz jak bardzo stara się Ciebie chronić, bez żalu, bez walki, bez ucieczki, bez scen z serialu.  

Nauczysz się czuć lęk i robić to, co w swoim sercu wiesz, że chcesz przeżyć i doświadczyć, pomimo lęku, pomimo ryzyka. Tak właśnie osadzasz się w zaufaniu.

Zaufanie jest bowiem przestrzenią dojrzałego rozpoznania tego, że ostatecznie wszystko jest jedną wielką niewiadomą, jest akceptacją tego zrozumienia i wewnętrznym przyzwoleniem, by oddać się w ramiona siły, która Cię tu sprowadziła, która daruje Ci każdorazowy oddech i rytmiczność Twego otwierającego się serca. Czyż nie jest to najlepsze, najwspanialsze miejsce otulenia się coraz to większym i głębszym zaufaniem?