Lekcje miłości są wszędzie wokół nas, są w nas, nie sposób ich uniknąć- nawet gdybyśmy bardzo tego chcieli.
Dla tych, którzy poświęcili troszkę cichego czasu na zanurzanie się i odkrywanie swojej własnej natury- stwierdzenie, że każdy z nas, w swej najczystszej postaci jest miłością- nie wzbudza najmniejszego zdziwienia. Ci, którzy mieli okazję posmakować prawdy naszej egzystencji po prostu wiedzą, że poza miłością nie ma niczego innego, a wszelkie inne, negatywnie postrzegane doznania są perfekcyjnie produkowaną w naszych umysłach iluzją.
Nie oznacza to oczywiście, że życie często nie daje nam się we znaki, nie boli, nie cierpimy.
Oczywiście, dla większości z nas- nieprzyjemne doświadczenia są nieodłączną częścią pojawiających się sporadycznie w naszym życiu doświadczeń.
Paradoksalna nieraz może wydawać się nam również refleksja wielu z nas- iż to najbliższe naszemu sercu osoby, ludzie których darzymy miłością- potrafią zadawać nam najwięcej bólu i cierpienia.
Nie bez przyczyny istnieje w naszym społeczeństwie stwierdzenie, iż ‘od miłości do nienawiści granica jest bardzo cienka.’
Czy nie przytrafiło Ci się choć raz kogoś kochać, a po jakimś czasie traktować jak największego wroga, kogoś o kim samo wspomnienie przyprawia Cię o negatywne, bolesne emocje czy rozżalenie.
Jeśli potrafisz przypomnieć sobie tego typu, wypełniającą niegdyś Twe życie relację- z pewnością mógłbyś nie być zbyt przychylnie nastawiony do przyznania, że osoba ta postępowała wobec Ciebie kierując się czystą miłością.
Co za bzdury!- powiedziałbyś
Przecież ten ktoś bardzo mnie zranił, bardzo bolało, cierpiałem/-am jak nigdy, do tej pory cierpię…itp.
No tak- jest to zupełnie zrozumiałe, jednak, jeśli należysz do osób otwartych na wszystko co dotąd nieznane, na nowe spojrzenie na życie, siebie i innych- zachęcam Cię do rozważenia choćby próby zmiany swojej percepcji danego doświadczenia.
Jak jedno ze znanych metafizycznych podręczników ‘Kurs Cudów’ sugeruje –
‘Cudem jest zmiana naszej percepcji ze strachu na miłość’
Początkowo nie rozumiałam tego stwierdzenia, jednak po latach podróży wewnątrz siebie nagle poczułam, że kryje ono w sobie fundamentalną prawdę naszego ludzkiego istnienia.
Dlaczego tak jest?
Otóż, w momencie gdy będziesz gotów już poczuć, że depcząca Ci po piętach osoba, ktoś kto bardzo Cię zranił, odszedł, poniżył…- robiąc to- kierowała się pewnego rodzaju zakorzenionymi w jej umyśle lękami, a nie miłością którą bez wątpienia w swej esencji jest.
Osoba ta nie była świadoma tego co robi. Kierował nią strach, zakodowane w okresie jej dzieciństwa przekonania i uwarunkowania. Wszystko to sprawiło, że wykształciły się w niej pewnego rodzaju zachowania, reakcje- wszystko po to, by chronić samego siebie przed byciem zranionym przez otaczające ją otoczenie.
Co więcej- w zupełnie nieświadomy sposób- osoba ta pojawiła się w Twym życiowym doświadczeniu, by pomóc Ci się uleczyć z Twych własnych boleści, by Ci uświadomić nieuleczone części Twojego Ja.
Jeśli wydaje Ci się to niezwykle trudne- uwierz mi, że wcale tak nie jest- ale proces ten wymaga chęci poznania i zrozumienia siebie oraz otwartości na nowe, świeże spojrzenie na wszystko, co wydarza się w Twoim życiu.
Lekcje miłości są, bowiem, wszędzie a Ci, którzy zadali nam pewnego rodzaju ból i cierpienie- są tak naprawdę cudownymi jej wysłannikami. Nie wiedzą tego, lecz coś wyzwala w nich emocje, które nakazują im Cię zranić.
Jest to wielki dar dla Ciebie od nich, naprawdę jest.
I Ty teraz masz wybór: możesz przyjąć ten dar z otwartym sercem i wykorzystać do zrozumienia i uleczenia tego, co mrocznego kryje się w Tobie samym.
Możesz również go odrzucić i pójść ścieżką żalu, złości, nienawiści czy tez innych nieprzyjemnych emocji, które jedynie pogłębią istniejące już w Tobie negatywy.
Zawsze masz wybór, to Twoje życie…
Droga Pani Sylwio!
Od wielu miesięcy oglądam Pani filmy na YouTube oraz czytam artykuły Pani autorstwa. Nie ukrywam, że stała się Pani dla mnie Przewodnikiem na szlaku mojej wyprawy w głąb siebie. Szczególnie istotnym aspektem moich rozważań oraz zmian jest właśnie problem relacji w związku. Muszę przyznać, że po zapoznaniu się z filmami oraz artykułami dotyczącymi tematyki relacji partnerskich, które Pani przygotowała, czuję się nieco zdezorientowana i odczuwam pewien wewnętrzny dysonans.
Nie potrafię bowiem rozpoznać tej granicy, gdzie związek i relacje z drugą osobą stanowią dla nas jeszcze lustro naszych emocji do przepracowania, naszych „lekcji miłości”, a miejsca, gdzie przekraczana zostaje granica negatywnej energii, która nie wypływa z naszych ukrytych lęków, potrzeby dojścia do naszego wewnętrznego spełnienia, światła lecz rozpoczyna się bariera wypływająca z nieświadomości partnera. Jak to rozróżnić? W jaki sposób w relacji z drugim człowiekiem prawidłowo określić, co wypływa z nas, a co już jest wynikiem lęków, cieni, które nosi w sobie bliska nam osoba?
Druga kwestia dotyczy naszych granic, jeśli wiemy, że druga osoba jest człowiekiem, którym ta negatywna energia i nieprzepracowane emocje targają, jak powinniśmy sobie z tym radzić? Na ile wyrozumiałymi i otaczającymi zrozumieniem, miłością warto być? Gdzie pojawia się granica, kiedy lepiej odpuścić by nasze wewnętrzne światło nie gasło?
Trzeci aspekt dotyczy budowania relacji partnerskich. Na naszej drodze życia pojawiają się różne osoby, które stanowią dla nas cenne lekcje, są źródłem bezcennego doświadczenia, motywacją do podjęcia wyzwania wewnętrznej zmiany, drogowskazem, co powinniśmy w sobie uzdrowić, przepracować. Jednak nurtuje mnie tutaj jedna kwestia, jeśli pomimo naszych wewnętrznych zmian, ciągłego dążenia do prawdy o sobie, dążenia do świadomego życia – cały czas pojawiają się w naszym życiu osoby, które są nieświadome, ranią swym postępowaniem, krzywdą i bólem, które w sobie noszą to czy w ogóle stworzenie szczęśliwego związku w obecnym świecie, gdzie nadal tyle osób żyje w taki właśnie sposób jest w ogóle możliwe?
Pozdrawiam serdecznie,
P.
Witaj Paulino,
Dziekuje za niezwykle glebokie, naklaniajace do refleksji pytanie. Nie jest mi ono obce. Jest ono bardzo zblizone do tego, ktore i ja dlugo sobie zadawalam. Mysle wiec, ze dotyczy ono duzej grupy osob, zwlaszcza tych ktorzy od jakiegos czasu zyja coraz to bardziej i bardziej swiadomie.
Na co dzien jestesmy w szeregu roznych relacji miedzyludzkich i z czasem pojawia sie w nas watpliwosc czy powinnismy niektore z nich wciaz 'wykorzystywac’ do wlasnego rozwoju czy tez pozwolic im odejsc….Pytanie to jest glebokie i dlatego tez odpowiedz na nie bedzie sie roznic w zaleznosci od indywidualnej sytuacji osoby, ktora je sobie zadaje. W moim przypadku doszlam do miejsca w procesie mojej wewnetrznej transformacji, gdy po prostu czulam, ze dane partnerskie relacje mi juz nie sluza i wrecz przeciwnie- mecza mnie, obnizaja moj nastroj, odbieraja energie. Wiedzialam wowczas, ze czas je pozegnac i zrobilam to choc oczywiscie chwile rozstan wywoluja silne emocje i chec zaniechania naszego uprzedniego postanowienia.
Co sie jednak niezwyklego wydarzylo to to, ze gdy wypuscilam je energetycznie- nagle relacje zaczely sie wyraznie i dosc szybko uzdrawiac. Nie mialo to miejsca wczesniej, gdy sie ich kurczowo trzymalam, balam cos zmienic. Po raz kolejny pokazalo mi to, ze naprawde kazdy zwiazek jedynie odzwierciedla to co sami mamy w sobie do uleczenia, wyrazenia, wypuszczenia, zaakceptowania itp….Gdy dochodzimy do wewnetrznej zgody i akceptacji…gdy szczerze pozwalamy czemus toczyc sie w swoim wlasnym kierunku- sytuacja i relacja zdaje sie byc automatycznie uzdrowiona. Z tego miejsca mozemy juz swiadomie wybrac co dalej pragniemy z nia zrobic. Jest to miejsce wypelnione gleboka akceptacja i wolnoscia, nie ma tu strachu czy przywiazania…Mam nadzieje, ze moja odpowiedziec choc troszke przyblizyla Ci to co staram sie przekazac. Pozdrawiam Cie serdecznie, Sylwia