Bycie mamą to najcudowniejsze uczucie na świecie! Nic nie jest w stanie zastąpić słodkiego uśmiechu naszej pociechy, nikt nie mówi nam tak szczerze i bezwarunkowo, że nas kocha…
Jak wiadomo, istnieje tu i druga strona medalu…Bycie mamą zdaje się być bowiem pasmem ciągłych wyzwań i poświęceń. Nasze dziecko jest dla nas najważniejsze i jesteśmy w stanie zrezygnować dla niego ze wszystkiego co nas cieszy- mało tego- często czujemy, że to nasz matczyny obowiązek.
Nie wiem jak Wy, ale mnie za każdym razem przeszywa glębokie poczucie winy- gdy tylko zdecyduję się zrobić coć dla siebie w momencie, gdy moja córeczka chce się na przykład ze mną bawić.
Już dawno temu, obiecałam jednak samej sobie, iż przez sam fakt bycia mamą- nie zrezygnuję ze swoich pasji, czy też codziennych praktyk które karmią moje ciało i duszę.
Mocno trzymam się swojego postanowienia, ponieważ uważam iż jest niezwykle ważne dla nas- kobiet , by znależć balans między czasem poświęconym na bycie mamą (jak też żoną i często kobiętą sukcesu) i na bycie sobą, oddanie się swoim zainteresowaniom czy też chwili relaksacji i doładowaniu baterii.
Z własnego doświadczenia wiem, że nie zawsze udaje nam się w pełni zrealizować zaplanowane zajęcia. Dziecko bowiem-zazwyczaj nie bierze na poważnie naszych postanowień o czasie wyłącznie dla siebie- przeznaczonym na ćwiczenia, medytację, czytanie książki czy też inną kojącą nas praktykę.
Dlatego też- pewnie jak większość z Was- staram się sprytnie organizować ten czas dla siebie, wykorzystując chwile, gdy moja córeczka jeszcze śpi lub też jest całkowicie pochłonięta zabawą.
A wygląda to mniej więcej tak i nie zawsze w pełni wychodzi….:)
Otwierając oczy, zaraz po przebudzeniu, intensywnie nadsłuchuję czy z pokoju mojej niemal 3-letniej Julci, dobiega jakiś odgłos.
Udało się- wciąż cisza- myślę sobie cała zadowolona! Mam trochę czasu dla siebie, na swoją codzienną praktykę J
Ale co powinnam robić najpierw, tak żeby zrobic wszystko to, w czym obecność Julci przeszkadzałaby mi najbardziej…? Hmmmm..
Chyba zacznę od jogi…chociaż z drugiej strony ćwiczyć zawsze mogę przy niej a medytować to już dużo trudniej….jest już prawie 8 rano, więc Julka na pewno niedługo się obudzi…a może się uda, zaryzykuję….- mój potok myślowy trwa…
W końcu szybko wskakuję w legginsy i koszulkę do jogi, rozwijam matę, biorę kilka wolnych, głębokich oddechów i….od razu czuję się jeszcze cudowniej niż niespełna minutę temu…
Po 10 minutach do pokoju wchodzi zaspana Julka z poduszką pod pachą…- no cóż, co prawda się obudziła, ale na pewno czymś się zajmie i zdążę dokończyć swoją praktykę-myślę sobie.
Muszę przyznać, że odkąd zostałam mamą- do perfekcji opanowałam umiejętność bycia w stanie połączenia z moim Wyższym Ja oraz jednoczesnego obserwowania (a raczej bycia świadomym) tego, co aktualnie robi Julka.
Dawniej, przeszkadzałby mi najmniejszy odgłos dobiegający zza okien, nie mogłabym się skoncentrować ani wyciszyć i czułabym sie rozdrażniona gdyby ktoś na przykład własnie trzepał dywan czy kosił trawnik.
Teraz, jestem oazą spokoju…za oknem mogą przeprowadzać próbne wysadzanie bomb na poligonie wojskowym, a ja niewzruszona będę kontynouwać kolejną asanę (pozycje jogi), utrzymując jedynie świadomość istnienia danego hałasu.
Pod tym względem fakt posiadania dziecka zdecydowanie przyczynił się do rozwoju mojego uduchowionego stanu bycia 😉
Julka dziś wstała jednak wyraźnie ‘nie w sosie’. Zaczęła wspinać się na moją ustawioną w pozycji- Psa z głową w dół – nogę i rozpaczliwie krzyczeć, że chce jechać na zakupy i kupić samochód myszki miki.
To, co zawsze fascynuje mnie u dzieci- to opanowane do perfekcji (a raczej po prostu naturalne) poczucie bycia Tu i Teraz (zapraszam Cię do przeczytania artykułu ‘ Po prostu Tu i Teraz’ umieszczonego na moim blogu).
Dla Julci usłyszenie, że dostanie coś w przyszłości jest całkowiecie niezrozumiałe- co więcej- skoro mówię, że dostanie zabawkę jak tata wróci z pracy- dla niej oznacza to, że zabawka będzie w jej rękach nie później niż za sekundę J
Ona jest po prostu skupiona na chwili obecnej i żadne zapewnienia czy też obietnice związane z całkowicie niezrozumiałą przyszłością- nie mają prawa bytu. Jest to co jest teraz. To o czym mówimy w przyszłości wcale nie istnieje, proste prawda?:)
Będąc świadoma jej oświeconego sposobu postrzegania świata- nie pozostaje mi nic innego, jak spokojnie przeczekać aż zainteresuje ją coś innego i chwilowo zapomni o wcześniejszym pragnieniu posiadania nowej zabawki.
Tak apropo- jeden z moich nauczycieli na ścieżce duchowej- powiedział mi kiedys, że zostając mamą dostałam wielki dar od losu, bo moja córka jest moim nalepszym nauczycielem.
Dla wielu, takie stwierdzenie może wydać się nadzwyczaj absurdalne, jednak jeśli poczujesz jego głębię- odnajdziesz w nim wielką mądrość i życiową prawdę.
Nie chcę za bardzo odbiegać od tematu, który zainspirował mnie do napisania dzisiejszego posta- pomyślałam jednak, iż powyższa dygresja jest czymś niezwykle pięknym i wartym uwypuklenia.
Wracając do moich ćwiczeń-
A więc udało mi się je spokojnie zakończyć- tzn. wciąż z Julką wskakującą na różne części mojego ciała w zależności od pozycji- i przyszła pora na krótką medytację.
Medytacja, była raczej czymś zbliżonym do siedzenia ‘po turecku’ z zamkniętymi oczami i próbach zanurzania się w mą wewnętrzną ciszę- przy dobiegających odgłosach idącej w telewizorze świnki peppy.
Dawniej, taki poranek wywołałby u mnie masę negatywnych emocji a wszelkie próby wewnętrznego wyciszenia oraz rozpoczęcia dnia w inspirujący, kreatywny sposób- miałyby wręcz przeciwny efekt.
Wszystko zależy jednak od naszego nastawienia do życia. Ja- będąc ‘uduchowioną mamą’- nauczyłam się czerpać radość oraz czuć wewnętrzna satysfakcję ze wszystkiego, co zrobiłam dla swojej duszy i ciała. Mam bowiem silne poczucie, iż samo codzienne życie z Julcią (i nie tylko) jest dla mnie najlepszą duchową praktyką, ciągłym zmierzaniem się z własnymi słabościami oraz głęboko zakorzenionymi uwarunkowaniami.
Czy efektywniejsze jest bowiem ćwiczenie w sobie życiowej cierpliwości będąc przez kilka minut w pozycji Jednonożnego Króla Gołębi, czy też poprzez przebywanie ze swoim dzieckiem?
Któż inny, jak nie moje dziecko, jest w stanie pokazać mi jak być całkowicie skupionym na chwili obecnej i jak być w 100% sobą- bez żadnych ograniczających wyuczonych zachowań?
-Na pewno uda mi się jeszcze później znaleźć trochę czasu na medytację w samotności- pomyślałam i zadowolona ze swojej porannej, oficjalnej sesji jogi, poszłam do kuchni by przygotować Julci śniadanie 🙂
Zostaw komentarz