Na fali uczuć.
Przez wiele lat czułam się winna oraz często zła na samą siebie za niestałość moich uczuć.
Przez większość życia starałam się ukryć moją zmienność.
Jak wielu z nas- uważałam bowiem, że stałość jest dobra, pożądana, powszechnie akceptowana, bezpieczna.
Jako młoda dziewczyna nieustannie doświadczałam kilku dniowych lub co najwyżej kilku tygodniowych zakochań. Z jakiegoś powodu początkowy ogień wygasał, gdy tylko obiekt moich westchnień okazywał się być również mną zainteresowany.
Ktoś powie- normalne…młodość cieszy się własnymi prawami…
Inni wskażą na moje nieuświadomione uwarunkowania typu potrzeba udawadniania sobie, że jestem chciana, czy też lęku przed potencjalnym odrzuceniem.
Nie twierdzę, że powyższe uzasadnienia nie są możliwe, jednak z miejsca w którym znajduję się dziś czuję całą sobą, że stałość naszych uczuć jest po prostu czymś nierealnym, ludzko niemożliwym.
Niejednokrotnie zapewne już słyszałeś stwierdzenie, iż życie jest ciągłą zmianą lub, że jedyną stałą w życiu jest ciągła zmiana.
Tak samo jest z naszymi uczuciami, lecz by to dostrzec, a tym bardziej- przyznać- musimy chcieć i być ze sobą jak to się mówi ‘ szczerym aż do bólu’.
Mało kto ma bowiem odwagę powiedzieć do siebie, a tym bardziej do drugiej osoby to co naprawdę w danym momencie czujemy.
Działamy schematycznie, programowo. Jakby z automatu wypowiadamy ‘kocham Cię,’ 'jestem z Tobą spełniona, szczęśliwa’, 'Widzę tylko Ciebie’, gdy w rzeczywistości marzymy o ponownym przeżyciu romansu, czy też o zwyczajnym, choć chwilowym- ‘ świętym spokoju’.
Gdy wyjeżdżamy z dala od domu i całym sobą cieszymy, że w końcu możemy pobyć ze sobą czy innymi ludźmi- również jakby z przyzwoitości mówimy, że tęsknimy.
Tak trudno zwłaszcza nam- matkom, przyznać że wcale nie tkwi w nas obecnie wielka tęsknota za domem, czy naszymi dziećmi. Taka szczerość wiąże się bowiem z silnym poczuciem winy, od której sprytnie same przed sobą uciekamy.
A co jeśli przebywasz obecnie w związku, w którym partner nieustannie prosi o zapewnienie Twoich uczuć…?
Co jeśli w rzeczywistości, choć jest dla Ciebie ważną osobą, to jednak….tak często miewasz sprzeczne odczucia, myśli i pragnienia…?
Znam bliskie mi osoby, które z obawy przed doświadczeniem pociągu do płci przeciwnej- ciągle unikają kontaktu z ludźmi, na widok pięknych ciał i twarzy odwracają głowę…boją się sami siebie, swoich reakcji, odczuć, pragnień…
Tak wiele osób z którymi pracuję indywidualnie skarży się, że nie wiedzą co zrobić ze swoim związkiem…czują się winni za ‘zwodzenie’ swego partnera, gdy jednego dnia budzą się rozmyślając o nim z radością , a innego- czują, że nie czerpią już z tego związku przyjemności.
Nie muszę chyba dodawać, że kluczowa jest tutaj szczerość ze samym sobą, gdyż dopiero z tego miejsca możemy zauważyć jak wiele z naszych reakcji bazuje na lęku przed np. samotnością, sytuacją finansową, oceną itd.
Niezależnie od tego, jakie uwarunkowania wpływają na nasze obecne zachowania- co jest istotne to rozpoznanie, iż niemożliwością jest zachowanie stałości swoich uczuć i co więcej- że jest absolutnie ok, by czuć nawet i co minutę co innego.
Życie ciągle się zmienia, przyroda jest tego najlepszym przykładem…a my przecież jesteśmy jej częścią.
Nasze myśli, emocje, uczucia, nastroje…wszystko to przepływa przez nas i odpływa, a my zamiast oddać się tej pięknej, wolnej fali życia- kurczowo staramy się zatrzymać coś, co jest nie do zatrzymania.
Nie odnoszę się tu do przysłowiowego skakania ‘z kwiatka na kwiatek’, choć i taki styl życia sam w sobie jest zupełnie neutralny i w wyzwolonej ze wszelkich konceptów osobie- nie wzbudza żadnych kontrowersji czy oceny. Nie chodzi mi też jedynie o relacje partnerskie.
Nawiązuję natomiast to zupełnej normalności niestałości uczuć oraz –jeśli chcemy- przywrócenia sobie prawa do naszej obecnej prawdy, czyli zwyczajnego, nie obarczonego poczuciem winy wyrażania naszych teraźniejszych uczuć czy przemyśleń.
Problemem nie jest bowiem owa zmienność, lecz…opór który temu stawiamy, kamuflowanie prawdy przed sobą i innymi osobami.
I tak- otoczenie nie koniecznie będzie to lubiło…ale…czy dla żyjącego świadomie i w zgodzie ze sobą człowieka- nie za wysoka jest cena jaką trzeba nieustannie płacić za mówienie i robienie tego, co jest powszechnie akceptowane i pochwalane…?
Ano racja? Ja akceptuję swoje uczucia. Zauważam ciągle, ze raz kocham mocniej, aa czasami wydaje mi się, że moje uczucia wygasły. po czym nadal wracają…