Pewnego dnia, za rok lub dwa…
Będę w końcu szczęśliwa….będę w końcu sobą, taka spełniona i zadowolona..
Mój każdy dzień będzie dniem wypełnionym pasją i serdecznością, poczuciem, że robię coś, co ma znaczenie…
I do tego- wiecie co jeszcze…? Będę całkiem zamożną dziewczyną..-
Cóż może, więc, być lepszego- gdy żyjesz swą pasją, dajesz innym to, co jest tak bliskie Twemu sercu, nie czujesz, że pracujesz, wyrażasz siebie, każdy dzień wypełnia radość i ekscytacja a ponadto- możesz całkiem nieźle z tego żyć….
Oh, pewnego dnia…:)
I jeszcze pewnego dnia…- będę podróżować po świecie…nauczę się grać na skrzypcach, zapiszę na lekcję tańca, odchudzę, zacznę zdrowo odżywiać, zadbam o siebie, będę się uśmiechać…
Co więcej- tego mojego pewnego dnia…- będę szaleńczo zakochana…z wzajemnością- ma się rozumieć….- mam ten obrazek przed oczyma- my razem, tacy szczęśliwi, nierozłączni, autentyczni….
Oh, pewnego dnia…:) itd itp
Znacie to może…? Brzmi znajomo…?
Ja, przez długie lata- żyłam taką właśnie nadzieją na lepsze jutro. Mało tego- do tego stopnia ekscytowałam się tym, co będzie kiedyś- że zaczęłam zupełnie ignorować wszystko to, co jest tu i teraz, moją obecną chwilę. Parłam tak do przodu przez lata, lekceważąc wszechogarniające mnie poczucie niespełnienia i smutku, które było w moim sercu w każdym, codziennym momencie. Robiłam tak, gdyż nauczyłam się zaciskać zęby, być twardą i marzyć o pięknej przyszłości…
Nie ukrywam, że było mi nieraz naprawdę ciężko, bywały też lepsze momenty, gdy ponownie nabierałam wiary w to, że wytrwam, że mi się uda, że to ma sens, że jeszcze troszkę i w końcu będę zbierać owoce swej wieloletniej pracy… Wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że to upragnione jutro zdawało się nigdy nie nadchodzić…Dlaczego tak się dzieje- pytałam samą siebie, gdy dopadało mnie ponowne przygnębienie…?
Być może dlatego, że działam, prę, robię wszystko absolutnie wbrew sobie, wbrew temu, co naprawdę czuję i czego pragnę…- Po cichu przyznałam sama przed sobą -pewnego dnia…
Podążając za tym wewnętrznym monologiem- zadałam sobie jedno kluczowe pytanie: Gdybym mogła być teraz w pełni sobą, gdybym się nie bała, gdybym bez żadnych obaw mogła po prostu być kim chcę, robić cokolwiek tylko zapragnę…- jak wyglądałoby teraz moje życie?
Możecie się chyba domyślić, że to moje autentyczne życie nie miałoby aboslutnie nic wspólnego z tym, które wówczas prowadziłam… Co więcej- zaskakiwało mnie bardzo to odkrycie, gdyż należałam do osób, które dość wyraźnie odczuwały co daje im radość, spełnienie, co jest ich pasją.
Dlaczego, więc, niczego nie zmieniałam, dlaczego wciąż tkwiłam w dotychczasowym schemacie, dlaczego hamowałam, blokowałam to, co czułam, czego naprawdę pragnęłam, dlaczego wybrałam bycie nieszczęśliwą i wieczne życie nadzieją na ten lepszy dzień kiedyś w przyszłości…?
Myślę, że na to pytanie może pomóc mi odpowiedzieć każdy z Was- każdy kto doświadcza czegoś podobnego, kto tkwi w czymś, czego nie lubi, boi się zmian, ryzyka, ocen innych, każdy kto bardzo chce lecz lęka się bycia sobą, wyrażania tego co naprawdę czuje, podążenia za głosem własnego serca…
Pasmo ciągłych wymówek, tłumaczenia- że to jeszcze nie ten moment, że nie jestem jeszcze gotowa, że lepiej jeszcze poczekać, nie mam wystarczająco pieniędzy, jestem za młoda, za stara, za siaka czy owaka…..każda próba uzasadnienia tego, że nie teraz lecz kiedyś- była dla mnie wystarczająca, pozwalała poczuć się chwilowo lepiej, odbierała poczucie winy, rozczarowania i złości do samej siebie.
W pewnej chwili zrozumiałam jednak, że najprawdopodniej nigdy tak naprawdę nie poczuję się gotowa, nie będę myśleć, że to właśnie dziś jest właściwy moment…Zrozumiałam coś jeszcze- wyraźnie poczułam, że jedyne co stoi na drodze do podążania za głosem serca, intuicji- to wypełniający każdą komórkę mojego ciała strach. I było to absolutnie ok, było to zrozumiałe dopóty dopóki nie uświadomiłam sobie, że nasze lęki są iluzją, energią przepływającą przez nasz system, czymś nieprzyjemnym od czego chcemy jak najszybciej uciec, uniknąć- zamiast poczekać, poobserwować i pozwolić się rozpłynąć, osłabnąć, zniknąć…
'Bądź zmianą, którą chciałbyś zobaczyć w świecie…’ M. Ghandi
No właśnie…skoro głęboko wierzę i czuję całą sobą, że świat potrzebuje prawdziwych ludzi, tych którzy nie obawiają się wyrażać siebie, swych pragnień, swego prawdziwego Ja- to dlaczego tak bardzo boję się zrealizować to u siebie, dać przykład, być w końcu autentyczną…?
To ostatnie pytanie zamknęło rozdział mojego 30-letniego dopasowywania się do reszty, do udawania, do życia w strachu. I choć byłam bezpieczna w tym, w czym tkwiłam całe swoje życie- to jednak dobrze wiedziałam, że by poczuć się spełnioną, potrzebną, by dać innym siebie prawdziwą i niczym nie ograniczoną- muszę zrobić ten krok w nieznane, muszę posłuchać tego, co podpowiada mi serce….
Jak dotąd nie pożałowałam ani jednego dnia życia w prawdzie, autentyczności….choć strach od czasu do czasu wciąż pokazuje mi swe przerażająco duże oczka 🙂
I czasem zastanawiam się co będzie dalej, czy wszystko się uda…- lecz już po chwili…- uśmiecham się sama do siebie i czuję, że cokolwiek by na mnie nie czekało to przynajmniej wiem, że zamiast czekać na lepsze jutro- przynajmniej naprawdę żyję, żyję tu i teraz!
Zostaw komentarz