(…) Kobieta, która nie ma świadomości swoich wewnętrznych pejzaży- notorycznie wpada w mechanizm zadowalania swojej projektowanej matki (…)
Zauważyłaś może, że w różnych okolicznościach, przy różnych osobach- coś w nas chce w dany, nieco inny sposób się zachować i czujemy te nieco inne uczucia?
W każdym z nas mieszka cała paleta głosów, aspektów nas, które czasem się dogadują, innym razem oceniają czy przepychają. Nie sposób siebie odnaleźć czy zrozumieć, kiedy część nas pragnie czegoś, o czym nasz inny aspekt nawet nie chce słyszeć. Tak często jakiś temat nas przyciąga i jednocześnie odpycha, w tym samym czasie wypełnia nas niechęć i ekscytacja. To wszystko sprawia, że trudno nam się zdecydować, myślimy że coś z nami nie tak, bo jesteśmy takie nieokreślone, zmienne, rozdarte.
Istnieje wiele mentalnie spreparowanych klasyfikacji i podziałów naszego wewnętrznego świata, czyli naszej psychiki.
Niezależnie od tego, po który- w celu zrozumienia siebie- koncept sięgamy- w większości przypadków natrafiamy na archetyp wewnętrznego dziecka i matki.
Jak mogło by być inaczej?
Te najmocniej chyba osadzone, towarzyszące nam od zawsze- części nas- stanowią kluczową rolę na drodze naszego mentalno emocjonalnego zdrowia, prosperowania i zadowolenia z jakości życia.
Kobieta, która nie ma świadomości swoich wewnętrznych pejzaży- notorycznie wpada w mechanizm zadowalania swojej projektowanej matki.
Mamę ma się jedną, każdy to wie, ale- dla naszej psychiki- jej smak, jej jakości, jej sposób bycia- przejawia się jako przewijające się w naszej codzienności twarze i sylwetki bliższych i dalszych kobiet.
Zauważyłaś może, że przy niektórych z nich czujesz się tak pewnie i swobodnie, a przy innych- coś się w Tobie zaciska, kuli, a może nawet boi?
W dzieciństwie budując relację z kobietą, która sprowadziła nas na ten świat, czyli z naszą fizyczną mamą- stworzyłyśmy siebie taką, by zyskać tą najważniejszą dla naszego dziecięcego serca miłość- matczyną miłość.
Kiedy mama była zmartwiona, czy niezadowolona- nauczyłyśmy się nie przeszkadzać, pocieszać, bać czy uciekać. Nauczyłyśmy się nie przeszkadzać, być cicho, zasługiwać, przymilać.
Kiedy z jej ust padały słowa oceny- buntowałyśmy się bądź zamykały w sobie, kuliły albo demonstrowały poirytowanie
Dla każdej z nas, na swój własny sposób- generowało się to wyuczane i wzmacniane zachowanie przy niej, naszej matce
Był na to czas i miejsce, sęk w tym- że nie jesteśmy już dłużej dzieckiem i nawykowe, infantylne reagowanie w otoczeniu kobiety, w której rozpoznajemy dany aspekt naszej matki- może być mocno ograniczające i niekomfortowe.
Kobieta, która nieświadomie projektuje na inne kobiety swoją matkę może wstydzić się, bać czy umniejszać przy tej, która spogląda krytycznym wzrokiem (albo tak nam się tylko wydaje). Z pozycji dziecka- dorabiamy sobie wówczas bujną historię o tym, co takiego myśli na nasz temat dana pani, w rezultacie czego pojawia się impuls, by się jej w jakiś znany nam z dzieciństwa sposób przypodobać.
W ostatnim czasie sama rozpoznałam w swoim otoczeniu kobiety, przy których automatycznie aktywizuje się we mnie potrzeba udowadniania swojej wartości, nie czuję się przy nich komfortowo.
Najprostszym, towarzyszącym mi przez większość życia, sposobem radzenia sobie z tym dyskomfortem- było unikanie owych kobiet lub zakładanie przy nich maski tak skutecznie przysłaniającej me prawdziwe oblicze, że żadna nie mogła mnie przez nią zranić… bo mnie tam i tak nie było.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że projektując na drugą osobę swe wyobrażenia- dekorujemy ją tym, czego się po niej spodziewamy, czyli np. że będzie nas negatywnie oceniać, czy w jakiś nieprzychylny sposób na nasz temat myśleć. Innymi słowy- próbując zczytywać ją poza słowami, dorabiamy sobie teorię, która potrafi być wysoce stresująca.
Funkcjonując z pozycji niedojrzałości emocjonalnej- tkwimy w jakościach naszego wewnętrznego dziecka wtedy, popadamy w auto sabotaż – kulimy się przy innych ludziach wierząc, że stanowią dla nas zagrożenie. Oczywiście wszystko ma miejsce w głębokiej podświadomości, bo świadomie- doskonale wiemy, że jesteśmy cały czas warte i bezpieczne.
By wyjść z tego wywołującego częsty niepokój, podcinającego nasze skrzydła syndromu wszechobecnej matki- musimy najpierw rozpoznać moment, w którym taki mechanizm się w nas odpali. Nie jest to szczególnie trudne- wystarczy zauważyć trudne emocje, które pojawiają się w nas w trakcie interakcji z daną kobietą. Być może boimy się jej osądu, tego czy nas polubi, jak nas widzi, czy ją rozczarujemy, czy przypadkiem negatywnie nie wpływamy na jej stan emocjonalny- opcji tutaj jest wiele, ale przy każdej z nich możemy mieć pewność, że nieświadomie przyodziałyśmy ją w szaty matki, której chcemy się przypodobać, której nie chcemy rozczarować.
Zauważając napięcie, które pojawia się w towarzystwie takich kobiet- mamy możliwość świadomie już do siebie podejść i mimo dyskomfortu- uczyć się pokazywać się im coraz bardziej.
Nie oznacza to, że od razu będzie łatwo i przyjemnie. Wręcz przeciwnie- stawanie w swojej prawdzie odbywa się w towarzystwie lęku i krytycznego głosu, który może nawet krzyczeć, że dużo ryzykujemy, że zachowujemy się niepoważnie.
Zaufanie przypływa wraz z konsekwencją praktyki bycia w swojej prawdzie. Być może kobieta, przy której instynktownie się kulisz- sugeruje, że jej sposób działania jest najwłaściwszy. Ty jednak myślisz inaczej i teraz- wbrew obawom o to, że będzie niezadowolona- wyrażasz swoje zdanie i za nim podążasz.
Być może pojawia się w Tobie impuls, by się z czegoś tłumaczyć. Boisz się po prostu odmówić czy zaprezentować swoje preferencje, więc gdy już się odważysz- za zdaniem tym podąża długi łańcuch wyjaśnień i argumentów.
To takie męczące, to kosztuje nas tak wiele energii. Przecież tego świadomie byśmy dla siebie nigdy nie wybrały, przecież tego nie chcemy.
Dlatego właśnie i z wielu innych priorytetowych dla naszej jakości życia powodów- musimy stawić się do tego, by rozpoznać jak, kiedy i dlaczego projektujemy na inne osoby matkę. A potem świadomie wybrać, by przestać to robić.
Kiedy tak będąc w opisywanym tutaj procesie powrotu do siebie- stajesz się dojrzałą i kompletną kobietą- odkrywasz, że nie musisz projektować swego matczynego aspektu na zewnątrz i że z powodzeniem i przyjemnością możesz sama sobie matkować. W prowadzonym przeze mnie raz do roku programie Oktaw miłości- proces ten nazywamy pracą z tak zwaną matczyną raną. Uczymy się być dla swego dziecięcego aspektu matką, której nigdy fizycznie nie miałyśmy, za którą zawsze tęskniłyśmy. W ten oto sposób- dojrzała i świadoma Ty tuląc do piersi swe zaciekawione życiem dziecko- zapoznajecie się z innymi wypełniającymi Cię aspektami psychiki. I nagle krytyk przestaje być tak frustrujący i krytyczny, osiągaczka w Tobie daje Ci wytchnienie ustępując choć nieco miejsca kobiecie rozluźnionej, głos przygody przyzwala, by Twój dom wypełniała też tak ważna dla Ciebie stabilizacja.
Siadacie razem przy kominku- czujesz się pełna, bo przyzwalasz sobie na pełnię różnorodności w sobie.
W życiu codziennym, spoglądasz na inne kobiety i się zachwycasz, bo przypominają Tobie o częściach, na które jeszcze sobie w sobie być może nie przyzwoliłaś. Już się ich nie boisz, bo sprawiają że żyjesz coraz kompletniej.
Dookoła Ciebie nie ma już przechadzających się matek. Jest za to ona- jedna, wyjątkowa, najbliższa, mieszkająca w Tobie matka. To ona- daje Ci wszystko, czego zawsze pragnęłaś i pragniesz. Jesteście takie szczęśliwe.
————-♥
8 wrzesień rozpoczęcie 3 tygodniowego programu online Kobieta Kompletna
Zostaw komentarz