Od zawsze wiedziałam, że życie jest naszym najlepszym nauczycielem. Gdy czegoś doświadczamy, przechodzimy przez to, żyjemy tym, czujemy- dane przeżycie staje się częścią nas, dokładnie wiemy jaki ma smak.
Co za tym idzie- zyskujemy wówczas niczym niezastąpioną, niezmiernie cenną wewnętrzną wiedzę, stajemy się swego rodzaju ekspertem danej dziedziny życia.
Któż inny, jak nie my- staje się wówczas najlepszym doradcom, terapeutą, człowiekiem- który dzięki swoim własnym głębokim przeżyciom- może teraz pomagać innym zmierzyć się, przejść przez podobne życiowe sytuacje?
Przez lata czerpałam wiedzę z przeróżnych specjalistycznych podręczników, książek, szkoleń czy też studiów.
I choć zapewne pozostają one w pamięci, to na własnym przykładzie zaobserwowałam, że nie potrafimy czuć danych przeżyć, a co za tym idzie- nie jesteśmy w stanie w pełni pomóc komuś, kto aktualnie doświadcza czegoś intensywnego, czegoś przez to my sami kiedyś już nie przeszliśmy.
Jest, więc, wiele prawdy w stwierdzeniu, iż:
Nikt tak nie pomoże uzależnionemu, jak były uzależniony.
Do czego zmierzam..?
Otóż, chciałabym podzielić się z Wami moim własnym, potężnym, powalającym na kolana doświadczeniem, które według mnie jest czymś- czego doznaje wielka część naszego społeczeństwa.
Dopóki tego nie zaznałam, nie było dane mi się z tym zmierzyć- podobnie jak wielu z nas- byłam przekonana, że wiem czym jest strach.
Co więcej- jako osoba starająca się żyć w sposób świadomy, uważałam, że dokładnie wiem czym są lęki. Miałam na nie kilka podstawowych definicji, umiałam je opisać, wyjaśnić, doskonale zdawałam sobie sprawę, z tego, iż tak naprawdę są jedynie iluzją.
Bez wahania mogłabym wówczas tytułować swoje wpisy jako coś w rodzaju: spokojnie, to tylko strach… czy też spokojnie, strach nie istnieje…
Wydawało mi się wtedy, że w ten właśnie sposób, mogę pomoc innym, ukierunkować ich na właściwą bardziej oświeconą ścieżkę istnienia, pokazać że wypełniające ich lęki nie są realne.
Jakiś czas temu, właściwie bardzo niedawno, dostałam od życia wielką życiową lekcję, lekcję strachu.
Już dawno zauważyłam, iż życie w bardzo sprytny, właściwy i inteligentny sposób stawia na naszej drodze trudne doświadczenia, by móc wynosić z nich coś cennego, niezastąpionego a następnie przekazywać innym.
Dla tych z nas, którym z niewiadomych powodów dane było na pewnym etapie życia wkroczyć na ścieżkę rozwoju osobistego, duchowego- jest już niemalże oczywiste, iż wszelkie przeciwności losu pojawiają się, by uczynić nas bardziej doświadczonym i autentycznym.
Tak dzieje się również i u mnie…
I choć z pozoru mogłoby się wydawać, iż moje życie jest relatywnie proste i bezbolesne, to uwierzcie mi, iż obraz ten jest jedynie dowodem na to, że moja świadomość pozwala mi przechodzić przez każde, potencjalnie bardzo bolesne doświadczenie- z poczuciem akceptacji oraz zrozumienia.
Jeszcze kilka lat temu- każde podobne przeżycie kończyłoby się u mnie stanem bliskim załamaniu, odbierałoby ochotę do życia, byłabym nim całkowicie pochłonięta.
Rozdział ten został u mnie zakończony w 2009 roku, czyli w okresie mojego bardzo emocjonalnie naładowanego rozwodu.
To wtedy właśnie- odrętwiała od przeszywającego bólu, zatopiona w rzece łez i skrajnych emocjach- nagle zdałam sobie sprawę, iż tak naprawdę nic takiego mnie nie dotyka…
Wiem, że brzmi to może niedorzecznie- jednak zapewniam Was, że w chwili tej nagłej, niespodziewanej zmiany percepcji, postrzegania świata z całkowicie nieświadomego na świadomy- wszystko zaczyna być odbierane przez z nas w inny, lżejszy sposób.
Teraz, gdy jest mi ponownie dane doświadczać cieni różnych aspektów mego życia prywatnego, nie mają już one nade mną tak wielkiej jak uprzednio mocy, gdyż potrafię się w nich w pełni zanurzać, tym samym odbierając im ich główną pożywkę w postaci mego skupienia na nich, walczenia i przeżywania.
Gdybym miała udać się sama do terapeuty, to z całą pewnością poszukiwałabym takiego, którego życie byłoby pasmem ciężkich doświadczeń, porażek, bólu czy nieszczęść.
Cóż byłoby mi z pomocy osoby, specjalisty, który choć co prawda dobrze wyedukowany- nie byłyby w stanie poczuć sytuacji w której obecnie się znajduję, nie byłby na siłach by mi pomóc- mimo jego najlepszych intencji i zaangażowania.
Tak, więc, jeśli jesteś kimś, kogo obecnie przytłacza ogrom strachu- mogę podać Ci rękę i przeprowadzić przez to super intensywne a nawet niemal paraliżujące doświadczenie…
Mogę, bo sama tego doświadczyłam i wciąż w pewnym stopniu doświadczam.
Moje przeżycie zostało zainicjowane- w pewnym sensie- na me własne życzenie, kiedy to we wrześniu tego roku zdecydowałam się wypić specjalnie przyrządzoną przez rdzennych szamanów, poszerzającą świadomość Ayahuaskę.
Zrobiłam to, gdyż intuicyjnie czułam, że tego właśnie potrzebuję do głębszego duchowego uzdrowienia. Wiedziałam, że mogę doświadczyć wizji, które sprawią, że pojmę coś dotąd przeze mnie niezrozumianego, miałam wielką nadzieję na spotęgowanie procesu mojego rozwoju osobistego a przed ceremonią- bardzo prosiłam tą cudowną roślinę o otwarcie mego serca.
Dostałam wielką dawkę strachu….którego początkowo nie byłam w stanie pojąć.
Dopiero teraz, po wielu tygodniach- zaczynam widzieć, czuć jej uzdrawiającą moc, sprawiła bowiem, że chcąc nie chcąc- musiałam doświadczyć czegoś, czego nie sposób opisać słowami.
Jeśli żyjesz w strachu, potrafię zrozumieć twój strach.
Wiem, że nie sposób go uciszyć, gdy przenika każdą chwilę twojej egzystencji…
Mój paraliżował mnie przez długie tygodnie i zdawał się nigdy nie odchodzić.
Po raz pierwszy w życiu bałam się dosłownie własnego cienia, bałam się zamknąć oczy, mało sypiałam, bałam się być sama, bałam ciemności…
Jako osoba świadoma- wiedziałam, że tego lęku wcale nie ma, logicznie potrafiłam go sobie przetłumaczyć, spacyfikować, ale…to nie wystarczało, bo on wciąż mi towarzyszył.
Zrozumiałam wtedy, co czują osoby nad których psychikę zawładnęła paranoja, depresja, obsesja.
Jestem całym sercem z Wami, tymi którzy doświadczają regularnych lęków, bo teraz widzę wyraźnie jak mogą być przerażające. Co więcej- mnie samej było ciężko przez nie przejść- a przecież miałam wszelkie potrzebne podstawy, wiedzę, by się z nim zmierzyć, by wiedzieć o co w nim chodzi.
Co więc, z innymi, tymi którzy go nie rozumieją, nie wiedzą co się właściwie z nimi dzieje, całkowicie dają wciągać i tym samym- coraz głębiej pogrążać w ten intensywnej emocji.
Nie dziwię się, że tak ciężko jest Wam z tego wyjść….
A do tego, gdy z nadzieją zwrócisz się o pomoc do specjalisty- co dostaniesz…? Zapewne to samo, co i mnie proponowano. Odmówiłam, bo wiem że każdy lek silnie uspakajający, czy nawet psychotropowy- jedynie mnie osłabi, sprawi że moje trzeźwe świadome myślenie zostanie przytłumione.
Wiedziałam, że by w pełni poczuć, iż strach jest iluzją- muszę przez niego przejść.
Tak często słyszałam a nawet sama propagowałam to stwierdzenie:
‘Zmierz się ze strachem, przejdź przez niego…!’
Teraz na samą myśl o tym, widzę jaka byłam żałosna.
Mówiłam o czymś, czego nie rozumiałam, nie czułam.
I choć można to oczywiście zastosować w przypadku zwykłych, codziennych, relatywnie łagodnych obawach typu: czuję lęk przed zmianą pracy, przed publicznym wystąpieniem, boję się że nie wystarczy mi pieniędzy, że sobie nie poradzę itd. Itp..
To jednak, by móc w pełni poczuć wagę, ciężar strachu w całej jego okazałości, by móc wczuć się w sytuację kogoś, kto jest na pograniczu wariactwa- trzeba tam być, nie mam innej drogi do zrozumienia.
Tak, więc, ja kierując się świadomością- po raz pierwszy poczułam sens procesu przechodzenia przez intensywne doświadczenie- w moim przypadku był to wszechogarniający strach.
Wyraźnie widziałam jak, gdy daję się w niego wciągać, gdy czuję i wciąż powtarzam sobie, że się go boję- on staje się jeszcze większy, potężniejszy, jest w swoim żywiole…
Nie dało się go również unikać, ignorować, a co dopiero walczyć.
Wszystko to, każdy rodzaj mego wewnętrznego oporu- jedynie go potęgował. To nie działało.
I choć był przerażająco straszny- wiedziałam, że muszę stawić mu czoła- czyli właśnie przez niego świadomie przejść…
Tak też zrobiłam.
Gdy mnie ogarniał- decydowałam się go w pełni czuć, całą sobą – oddychając przy tym głęboko. Doświadczałam go, więc, był mną, przeszywał każdą komórkę mego istnienia, chwilowo stawał silniejszy- jakby podejmował ostatnią próbę pokazania się w całej okazałości, zionął swym ogniem, a gdy ja tak siedziałam w nim niewzruszona, przyglądałam się swoim odczuciom- nagle stopniowo tracił moc i rozpuszczał, odpływał…znikał.
W tej samej chwili ogarniało mnie wielkie poczucie spokoju i bycia w pełni bezpieczną.
Wiedziałam, czułam że nic mi tak naprawdę ani nie groziło, ani nie grozi.
Próbował jeszcze wiele razy…
Podsuwał do głowy coraz to nowsze, straszniejsze obrazy i scenariusze…ja już wiedziałam, że nie istnieje, że tylko ode mnie zależy czy dam się mu wciągnąć czy go ponownie rozpuszczę swym spokojem, koncentracją i oddechem…
Odwiedza mnie jeszcze sporadycznie, zna moje słabe momenty, wie kiedy mogę mu się znów poddać. I nieraz odnosi sukces, jest on jednak już bardzo krótkotrwały…
Moją siłą jest jego pełna akceptacja. Wiem, że tak naprawdę na głębszych pokładach naszego istnienia- jest tu, by mi pomóc, by mnie uleczyć, by dać zrozumienie oraz przygotować do bycia jeszcze lepszym terapeutą.
To tak jak w przypadku poważniejszych chorób, raka- dopóki nie zrozumiemy, iż nie jest on naszym wrogiem, że wcale nie atakuje nas, tylko po prostu jest- dopóty będziemy wypełniać się negatywnymi emocjami, a tym samym potęgować daną dolegliwość, karmić ją swoim poczuciem rozżalenia, niesprawiedliwości, lęku…
Lekarstwem na wszystko jest akceptacja tego, co jest tu i teraz. Nasza wewnętrzna walka- jedynie daje siłę temu, czego nie chcemy już doświadczać.
Bądźmy, więc, coraz bardziej świadomi i chętni, by w pełni czuć to co nas boli, wejdźmy w to i obserwujmy co się dzieje…
Zapewniam Was, że każda negatywna emocja- z natury podszyta strachem- zacznie wówczas tracić swą moc i kontrolę nad naszym życiem.
I wtedy już nic nas nie dotknie, nie ubezwłasnowolni, nie zlęknie- to jest właśnie ta wielka, często nieuświadomiona moc, naszego istnienia. Naturalne prawo każdego człowieka.
Skorzystaj z niego, bo ….strach nie istnieje 🙂
Zostaw komentarz