Kobieta i mężczyzna, którzy w dzieciństwie doświadczali niedojrzałego emocjonalnie domu.

Ci, którzy przywykli do tego, że pewnych emocji lepiej nie czuć, spychać na bok, nie wyrażać.

Dzieci dysfunkcyjnego domu, w którym wszystko było, a jednak- brakowało tej uwagi, bliskości, prawdy, przyzwolenia na bycie sobą. Dom, w którym patrząc na pierwowzór relacji- widzieliśmy w naszych rodzicach częsty emocjonalny chaos, bezradność, wzajemne obwinianie i uciekanie w różne, mające przynieść im osobiste korzyści gierki.

To właśnie zrozumieliśmy o związkach, byciu razem, o byciu chłopcem i dziewczynką, o świecie.

Taki też zaburzony, ukierunkowany na zabieganie o miłość, akceptację, bezpieczeństwo- obraz- stworzyliśmy w swojej dziecięcej głowie. I przenieśliśmy taką wizję w nasze dorosłe życie, w tym- w nasze partnerskie relacje.

I teraz dziwimy się, frustrujemy- dlaczego związki nam nie wychodzą. Dlaczego wciąż powracają podobne sytuacje, dlaczego nie mamy szczęścia w miłości- samych siebie pytamy.

Nie chodzi tu jednak o szczęście, zrządzenie losu, czy wiszące nad nami fatum. Wszystko, czego potrzebujemy, by doświadczać cieszących, bliskich, spełnionych relacji- od zawsze w sobie mamy. Jednak, w efekcie dziecięcego warunkowania- odeszliśmy od siebie, oddaliliśmy się od prawdziwego rozpoznawania i wyrażania swoich pragnień, potrzeb i wartości. Przestaliśmy istnieć w swojej naturalności, spójności ze sobą. W tym oddaleniu- stopniowo i konsekwentnie zatapialiśmy się w tęsknocie za sobą, pustce tak nie do zniesienia, że musieliśmy stworzyć w swojej głowie przynoszącą ulgę iluzję. Tą iluzją stało się marzenie znalezienia kogoś, kto nam tą pustkę wypełni, kto sprawi, że znów poczujemy się kompletni.

Tak zaczęliśmy tworzyć oczekiwania, a te z kolei- nie mając szans pozostać na stałe spełnionymi- przeobrażały się w kolejne frustracje i rozczarowania. Zaczęliśmy wątpić w miłość, podczas gdy ona cały czas w nas jest i zawsze była. Stało się tak, bo zawierzyliśmy swoje życie lękom, projekcjom, sterującymi nami mechanizmom, które- owszem- dążą do poczucia szczęścia i miłości, ale tylko tych warunkowych. Takie szczęście jest stanem, który przychodzi i odchodzi. A miłość i prawdziwe, bliskie relacje- nie stawiają żadnych warunków- pozostają wolne i w wolności rozkoszują się wzajemnym obcowaniem.

Lecz my-, dorosłe dzieci domów, w których brakowało wzorca zdrowych, bliskich relacji- zapomnieliśmy, że na miłość nie trzeba zasługiwać, gonić jej, czy tworzyć. Ona jest- musimy tylko ją rozpoznać- najpierw w sobie, a potem- w tej drugiej osobie. A rozpoznanie to- zawsze jest wyborem. By wybór mógł zaistnieć- musimy otworzyć się na choć kroplę samo świadomości. I Ty właśnie teraz to robisz.

I teraz jest czas, by wyjrzeć poza to, co blokuje nas na cieszące relacje, na miłość w nas i z tym drugim człowiekiem. Tak jak niegdyś uwierzyliśmy, że tylko poprzez skrupulatne dopasowywanie swoich zachowań-  możemy czuć się w tym świecie bezpiecznie. Tak teraz- uświadamiamy sobie te wszystkie sposoby, naszych prywatnych strategii kamuflażu  z lęku przed bliskością. Rozpoznając je, uczymy się poza nie wychodzić, nie reagować na nawykowe destrukcyjne fale, które skłaniają nas do znanych, automatycznie odtwarzanych zachowań. I tak też- każdy w swoim czasie, stopniowo- przestajemy być- jak zgrabnie określiła to Stephane Stahl w swojej książce o bliskości- murarzami, księżniczkami czy myśliwymi.

Coraz wyraźniej widzimy, że przez całe dotychczasowe życie- z lęku przed bliskością i potencjalnym odrzuceniem- nauczyliśmy się  dystansować, obwarowywać murem, zbliżać na tyle, na ile to dla nas bezpieczne, być razem powierzchownie (murarz). Nauczyliśmy się skutecznie obrzydzać sobie drugą osobę- nawet wtedy, gdy w sercu miłość do niej wciąż tak obecna, tak żywa. Lecz lęk nie pozwalał nam się zbliżyć, bo przecież to zbyt ryzykowne- myślimy w sobie nieświadomie. Lgniemy, przyciągamy, pragniemy, ale jednocześnie- by uchronić się przed potencjalnym odrzuceniem- odpychamy, uciekamy oczerniając sobie tą drugą, upragnioną osobę. I ani księżniczka czy książe się nie obejrzy- na jej/jego ustach, codziennie- w miejscu początkowych słów podziwu i fascynacji- niczym strzały prężą się raniące słowa krytyki, oceny, negacji. Jej serce kocha, ale nafaszerowana lękiem głowa- tak mocno wierzy, że tylko tak nie pozostanie zraniona, dlatego nieświadomie wybiera, by wyprzeć miłość, by oczernić, zniechęcić siebie i jego, aż w końcu uznać, że to nie dla niej i się rozstać.

Strategia myśliwego również nie jest przejawem- brzydoty- jego, czy jej serca. Jak każdy- myśliwy również pragnie kochać i być kochanym, ale w tym wszystkim boi się rozdzierającej jego serce rany przed odrzuceniem. Dlatego też- w imię wszechowładniającego lęku- poluje dopóki nie upoluje- pragnie się zbliżyć, zabiega, stara się. Jednak moment, w którym druga strona otworzy w jego kierunku swoje serce- jest dla niego paraliżującym momentem. Nie rozumie tego, bo przecież marzył o tym, pragnął- całym sercem, a teraz jedyne co czuje to przyspieszony oddech, mentalną mgłę, impuls ucieczki.

Każda strategia kamuflażu lęku przed bliskością jest czymś, co powierzchownie- może się zdawać czymś niedobrym.  W esencji jest to jednak nasze wewnętrzne łkanie, ból tak zepchnięty w kąt, niemal niewidzialny, tak odrętwiający, że nie potrafimy inaczej- pragniemy, lgniemy, przyciągamy, a potem- każdy z nas na swój wyuczony sposób- odpycha. Wszystko, by tylko nie zostać zranionym tak, jak kiedyś zranione czuło się nasze malutkie, zagubione serce.

Rana jest miejscem, przez które światło do nas dociera. Teraz, gdy to wiesz- możesz spojrzeć z czułością na siebie i na drugiego człowieka- poczuć czym jest współodczuwanie, najgłębsza akceptacja, bo przecież- w obliczu tak głębokiej realizacji naszej natury- potrzeba wybaczenia naturalnie zanika. Nie ma tu czego i komu wybaczać. Jest za to ocean uwrażliwienia, a w nim mieszkająca w nas od zawsze prawda, miłość- powolutku, niczym najdelikatniejszy kwiat- się otwiera. I zaczynamy znów kochać- tak po prostu, bo miłość jest, miłość między nami zawsze przypływa, niczym nie warunkowana. Naturą naszego serca jest kochać. I kochasz, poza lękiem przed wszelkim wyobrażeniem odrzucenia. Czujesz lęk i kochasz jak nigdy dotąd, bo teraz już nic tej miłości w Tobie nie powstrzyma, tama zabezpieczeń puściła, miłość rozlewa się w całym Twoim istnieniu. A Ty w zadziwieniu i zachwycie rozpoznajesz, że zawsze tu była. Z miłością spoglądasz w oczy drugiego człowieka. Spoglądasz oczami docenienia i czujesz się tak kompletna.

——————-

By przyglądnąć się swoim destrukcyjnym mechanizmom, temu co sabotuje nasze relacje- wejdź na stronę pakietu wiedzy i ćwiczeń ’Wychodzę z DDA’

oraz zaglądnij do kursu, który otwiera na bliskie, karmiące relacje: Nasza Miłość